Trzymam w palcach medalion,
który dostałam od siostry. Wróć. Przekaźnik, który pomoże mi przedostać się do
innego wymiaru. Jakkolwiek to brzmi, jest prawdą. Teraz jednak moje myśli
całkowicie skupiają się na Marze. Staram się przypomnieć sobie wepchnięte głęboko
w podświadomość sceny wypadku. Ostatnie chwile życia dawnej Ellen oraz, jak do
niedawna myślałam, także mojej siostry. Czy ona naprawdę może żyć? Nie mam
odpowiedzi na to pytanie, choć chciałabym już wiedzieć. Mimo że gdzieś za
rogiem serca czuję wielką radość z tej perspektywy, to jednocześnie zalewa mnie
fala goryczy. Gdzie ona może się podziewać, skoro żyje? I dlaczego, do cholery
nie ma jej przy mnie?! W dłoniach cały czas mam złoty medalion i przyglądam mu
się uważnie z każdej strony. Palcami przeciągam po wygrawerowanych znaczkach.
— Mogę zerknąć? — Ash
wyciąga do mnie dłoń.
— Jasne.
Podaję mu wisiorek, który
on szybko przybliża do oczu. Patrzy na niego dosłownie dwie sekundy, by nie
stracić koncentracji na drodze.
— Te znaki, to termoriańska
formuła, która uruchomi portal — twierdzi, a ja odwracam szybko wzrok w jego
kierunku. — Trzeba je wypowiedzieć, by się otworzył.
— Nauczysz mnie?
— Jasne, ale gdy będziemy
na miejscu.
Przed nami kilkugodzinna
podróż z powrotem do Redbricks, a potem jeszcze dalej...
~*~
Jesteśmy na miejscu.
Niedługo będzie świtać, ale to nam nie przeszkadza. Przedzieramy się przez
gęste zarośla, by dostać się do ruin i tym samym, do portalu. Ciężko mi
opowiedzieć o tym, jak właśnie się czuję. Wiem tylko, że mam ucisk w żołądku i
oblewają mnie zimne poty. Staram się nie roztrząsać w myślach tego, co ma zaraz
się wydarzyć. Tak, chcę trochę stłumić emocje, bo inaczej zaraz eksploduję,
zanim wszystko na dobre się zacznie. Nie jestem pewna, czy bardziej się cieszę
na spotkanie z mamą, czy boję, na myśl o podróży do innego wymiaru, gdzie
większość ludzi nie skrywa do mnie urazy za dawne grzechy.
— Co wy tutaj robicie?
Podnosimy głowy jak
oparzeni. Przed naszymi oczami stoi Jules z wkurzoną miną.
— Dostaliśmy polecenie, by
stawić się w Kryształowych Miastach — odpowiada Ash beznamiętnie. — Lepiej
powiedz, co ty tutaj robisz.
— Miałam przed momentem
spotkanie z Aleksynem. Dostałam nowe przydziały. — Ash bez słowa zaczyna iść
naprzód, a ja nie wiem, co mam robić. — Nie słyszałeś, co powiedziałam? — pyta
ostro blondynka.
— Ash — mówię za nim
zdezorientowana, on zatrzymuje się trzy metry od nas, ale się nie odwraca.
— Możesz mnie nienawidzić
Rowley, ale nadal jestem Mitterua i mam nad tobą zwierzchnictwo.
Otwieram szerzej oczy. Nie
miałam pojęcia, że Jules jest jakimś przywódcą Wewnętrznego Kręgu.
Ash odwraca się do nas
powoli i odpowiada Jules.
— Mów.
— Podróż do Kryształowych
Miast musi poczekać. Najpierw musimy znaleźć Trevora.
Ash parska ironicznie.
— Zanim to skomentujesz w
jakikolwiek sposób — dodaje Jules. — Trevor wycofał się z misji, ale
gdziekolwiek teraz jest, musimy go znaleźć. Jest potrzebny na górze. To sprawa
priorytetowa.
— Chciałaś powiedzieć, że
zdezerterował? — prycha Ash.
Jules tego nie komentuje.
— Aleksyn rozmawiał z innym
posłańcem, który mówił, że widział Trevora w Londynie. Jedźcie tam i znajdźcie
go — mówi z mocą. Takiej Jules, otoczoną aurą władzy jeszcze nie widziałam.
— Dlaczego, ja mam latać za
twoją zgubą, która na dodatek nie chce być odnaleziona? — pyta z pretensją
Rowley.
— Bo takie dostałeś rozkazy
z góry! — grzmi blondynka. — Skoro chcesz być traktowany, jak wszyscy inni, to
rób to, do czego się zobowiązałeś. Wykonuj polecenia — dopowiada ostro i bez
większej ilości słów, mija nas, by zaraz zniknąć w zaroślach.
— Wooow... To było coś! —
mówię z podziwem. — Nie chcę tej poprzedniej, przesłodzonej Jules, chcę właśnie
taką!
— Ten entuzjazm do ciebie
nijak pasuje — mówi pod nosem Ash. Sprzedaję mu kuksańca w bok, ale on nawet
nie obdarza mnie spojrzeniem. Jest zirytowany.
My także zawracamy do
internatu i decydujemy się przespać kilka godzin. Ja mogłabym z powodzeniem
odespać w drodze, ale Ash, jako kierowca potrzebuje snu. Niby jest niezwykłą
istotą z innego wymiaru, ale męczy się tak, jak inni. Wyruszymy do Londynu po
chwili odpoczynku.
~*~
Centrum miasta tętni
życiem. Ludzie wysypują się na ulicę, jedni w pośpiechu, drudzy leniwym krokiem
próbują dogonić swoje sprawy, chociaż po ich nastawieniu widzę, że nie są one
pewnie aż tak ważne. Kilka wysokich wieżowców otula okolicę szklanymi
ramionami. Patrzę na nie zza samochodowej szyby i mam wrażenie, że wyglądają
jak aniołowie, stróżujący nad Londynem. Biznesmeni wybiegają z biurowców, jakby
miał zaraz zapaść się pod swoim stalowym ciężarem. Niestety trafiliśmy do
centrum o takiej porze dnia, gdy wszyscy uporczywie chcą się z niego wydostać.
Ciężko jest w takich warunkach dotrzeć pod adres, który z samego rana
dostaliśmy w wiadomości tekstowej od Jules. Podobno tam mamy spotkać się z kimś
w rodzaju informatora.
Obserwuję otoczenie, gdy
wciąż stoimy w kroku po zjeździe z London Bridge. Kilka kobiet siedzi w
kawiarni i dyskutuje o błahostkach, śmiejąc się co chwilę. Nad miastem wisi
widmo nadchodzącej ulewy. W końcu to Londyn — miasto nieustającego deszczu.
Ciężkie chmury nie myślą, by rozproszyć się i wpuścić słońce. Wzdycham ciężko
na siedzeniu pasażera, a Ash zwraca na mnie wzrok. Patrzę na niego z miną
zbitego psa, ale nic nie mówię.
— Też nienawidzę korków —
mówi z grymasem.
— Zawsze miałam nadzieję,
że moja pierwsza wizyta w Londynie będzie przygodą... a nie obserwacją świata
zza szyby samochodu — burczę.
— Kiedyś zrobimy to
właściwie — uśmiecha się mój kierowca.
W końcu po kilku silnych
podmuchach wiatru, które zazwyczaj zwiastują urwanie chmury, z posiniaczonego
nieba spadają pierwsze krople deszczu. Nie mija kwadrans, a ulewa zaczyna się
na dobre. Słyszymy, jak silne podmuchy wiatru uderzają o auto. Ludzie, którzy
zapodziali się gdzieś na szarych chodnikach, uporczywie szukają schronienia,
aby uniknąć zestrzelenia przezroczystymi nabojami. Niektórym się to nie udaje i
zakrywają się dłońmi, jakby to miało stanowić ich ochronę. À propos dłoni, Ash
właśnie sięga po moją i głaszcze ją delikatnie, a mi robi się ciepło na sercu.
Nagle telefon zaczyna
wibrować i Ash wyciąga go szybko z kurtki. Z niepokojem patrzy na nieznany
numer, włącza tryb głośnomówiący i naciska zieloną słuchawkę.
— Kod 881, z tej strony
Shannon. Czy to ty, Anorak?
Ash krzywi się na te słowa.
— Tak, zgłaszam się.
— Jestem informatorem.
Chciałam potwierdzenia.
— Tak, jesteśmy już w
Londynie, tkwimy w korku — wzdycha ciężko.
— Rozumiem. Nie ma
pośpiechu, Herehan niczego się nie spodziewa. Mam go cały czas na oku — mówi
skrzeczącym głosem kobieta.
Mam wrażenie, że cofnęłam
się w przeszłość i znów nie mam o niczym pojęcia. Te wszystkie terminy...
Pytająco patrzę na mojego towarzysza, ale on jest skupiony na instrukcjach
drogowych, jakie przekazuje mu niejaka Shannon.
Na miejsce docieramy, gdy
jest już całkowicie ciemno, a latarnie uliczne rzucają słabe światło na szare
chodniki. Ludzi jest stosunkowo dużo, mimomimo że podobno nie ma tutaj wielu
atrakcji turystycznych. Wysiadam z auta i szybko wkładam ciepły płaszcz, bo
wieczorne powietrze jest mroźne. Ash nagle unosi dłoń i pokazuje mi, bym się
schowała. Kucam szybko, nie wiedząc, o co chodzi. Ash okrąża szybko samochód i
kryje się tuż obok mnie.
— Co ty wyprawiasz? —
szepczę zaintrygowana.
— Wyczułem go. Nie był sam.
— Jasne... Dopiero co tutaj
dotarliśmy — mówię kpiąco. Ash przysuwa palec do ust, a ja ściszam głos. — To
niemożliwe.
— Umiem stwierdzić, gdy w
pobliżu jest któryś z naszych. Ludzie mają inną energię, niż ja, czy Trevor,
dlatego jestem w stanie odróżniać. Poza tym widzisz tamte okna? — szepcze,
pokazując głową. Kiwam porozumiewawczo. — Tam urzęduje Shannon, ma sklep i
wszystko obserwuje. Jesteśmy na miejscu.
— Jeśli nas zobaczy,
wszystkiego się domyśli i znów zniknie.
— Jestem tego pewny,
dlatego musimy to dobrze rozegrać. — Ash wychyla się zza karoserii i wstaje.
Robię to samo. — Poszedł w tamtym kierunku. Chodź.
— Co ty robisz? Przecież
nas zobaczy, lepiej pójdźmy do tej całej Shannon i obmyślmy plan! — syczę za
nim.
— Muszę się dowiedzieć, kim
była ta kobieta, którą z nim widziałem. Nie mogłem tego wyczuć, bo blokowała ją
energia Trevora. Sprawdzę ją, gdy będziemy odpowiednio blisko, a potem
pójdziemy do Shannon. Uwierz mi, jeśli ona jest kimś od nas, możemy mieć
większy problem...
Nie wiem dlaczego, ale to,
że Ash podkreśla na każdym kroku 'my', 'nas', sprawia, że już nie czuję się w
tym wszystkim tak obco. Mam wrażenie, że jestem częścią czegoś ważnego.
Idziemy w kierunku, gdzie
oddalił się Addington i jakaś jego lalunia. Nie jestem przekonana, czy to dobry
pomyśl, bardzo ryzykujemy. Wolałabym zrobić to szybko i sprawnie, bo w mojej
głowie wciąż wertuję sprawę mamy i już nie mogę się doczekać spotkania z nią.
Jedynie Addington stoi mi na drodze.
Ash wychyla się zza ściany
ceglastego budynku i wertuje okolicę wzrokiem. Jestem tuż za nim i w pełni ufam
jego obserwacjom. Ruszamy dalej. Słyszę nasze miarowe oddechy i dźwięki kroków
na mokrym chodniku.
— Jest... — szepcze i
stawia kolejne kroki.
— Ash, stój — mówię
dobitnie, ale on dalej idzie naprzód. Daję sobie dosłownie sekundę na
pomyślenie, ale jednak idę w jego ślady. Obserwujemy Trevora i jakąś młodą,
elegancką kobietę. Zresztą, on też wygląda odmiennie. Nie widziałam go od kilku
tygodni i wydaje mi się wyższy, starszy i bardziej elegancki przez to, że
zamienił bluzę z kapturem na marynarkę i mokasyny. Jednak wciąż ma podobną
twarz, dlatego wiem, że to on. Przyglądam mu się uważnie i jestem zmieszana.
Czyżby wykorzystał swoją umiejętność manipulacji wyglądem? Niewykluczone. W
pewnym momencie coś zaczyna się dziać. Kobieta śmieje się głośno, a Trevor
przysuwa się i gwałtownie przyciąga ją do siebie, składając kilka pocałunków na
jej szyi. Teraz czuję jeszcze większe zmieszanie, przyglądając się scenie i
naprawdę zastanawiam się, co w ogóle tutaj robię.
— To tak spędzasz czas? —
woła z oddali najwyraźniej inny z obserwatorów sytuacji. Rozglądam się i widzę,
że z przeciwnej strony ulicy nadchodzi czarnoskóra matrona z burzą czarnych
loków na głowie. Marszczę czoło w niedowierzaniu. Kimkolwiek jest, właśnie
zepsuła nasz plan! Kobieta podąża teraz z lekkim uśmiechem na ustach w stronę
Trevora i kobiety. Czuję, że Ash waha się ze swoim kolejnym krokiem. W końcu
gwałtownie wychodzi naprzeciw reszcie zgromadzonych.
— Skąd ty się tutaj
wziąłeś, Rowley? — rzuca wrogo Trevor. Wygląda, jakby się nie spodziewał, że
ktoś będzie go szukał. W tym momencie i ja wychodzę z ukrycia. Addington rzuca
mi niedowierzające spojrzenie i zaraz potem przewraca oczami.
— No proszę... I
przyprowadziłeś Ivaso... jak miło — komentuje słodkim głosem. Staję obok Asha i
krzyżuję wrogo ręce na piersi.
— Nawet nie waż się mnie
tak nazywać! — warczę w kierunku blondyna. Potem zwracam wzrok na jego lalunie,
która oddala się o kilka kroków, na jej twarzy widzę zdezorientowanie
pomieszane ze strachem.
— Możesz odejść, Amber —
rzuca beznamiętnie Trevor w kierunku kobiety, która zaczyna biec ulicą przed
siebie.
— Jakiż z ciebie
dżentelmen, Addington — prycha Ash.
— Nic ci do tego, Rowley —
warczy tamten.
— Przynajmniej byś kazał
jej zapomnieć o tym, co widziała...
— Nie jestem tak głupi, by
wcześniej o to nie zadbać. Wracaj, skądżeś wylazł, zbawco uciśnionych — prycha
blondyn.
— Mamy zadanie, by postawić
cię do pionu — odzywa się czarnowłosa. Teraz dociera do mnie, że to musi być
Shannon, chociaż przez telefon jej barwa głosu wydawała się znacznie wyższa.
— Właśnie, co ci strzeliło
do łba, żeby dezerterować w takim momencie?! — Ashowi już puszczają nerwy.
— Nie zamierzam wracać —
odpowiada Trevor, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— Jak to? — pytam.
— Mam swoje powody —
odpowiada, nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. Normalka. — Możecie mnie
nachodzić, ile chcecie. Doskonale wiadomo, że jestem silniejszy od was
wszystkich razem wziętych. Zdania nie zmienię. Poza tym wystraszyliście moją
randkę, a tak dobrze mi szło — mówi ironicznie, a ja prycham na te słowa. —
Dajcie mi żyć w Londynie i dorzućcie do pakietu święty spokój. Dziękuję za
uwagę.
Nie mamy możliwości, by
wyperswadować mu czegokolwiek, bo Trevor zmywa się, zanim zdążę mrugnąć
powiekami. Dosłownie. Czuję taką beznadzieję, że ciężko to ubrać w słowa.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale miałam nadzieję, że jeśli nie załatwimy
tego od razu, to zrobimy to siłą. Najchętniej uśpiłabym w jakiś sposób
Addingtona i wsadziła go do auta. Teraz gdy nas już widział i powiedział swoje,
mamy utrudnione zadanie.
— Czy w ogóle jakiś plan ma
jeszcze sens? — pytam, gdy z Ashem i Shannon stoimy w jej sklepie i myślimy nad
rozwiązaniem naszej sytuacji. Rowley stoi przy oknie, które pełni rolę wystawy.
Patrzy przed siebie w zamyśleniu.
— Na pewno istnieje jakiś
sposób, aby go zmusić — myśli na głos Ash. Shannon wychodzi zza lady i staje
koło niego przdziaćy wystawie. Oboje patrzą na rozległy park, który teraz tonie
w ciemnościach. Panuje cisza, gdy tamta dwójka intensywnie myśli. Ja za bardzo
nie mogę tutaj pomóc, bo niestety na niczym się nie znam.
— Jeśli chodzi o mnie, to
jest jedna rzecz, która może podziałać. — Shannon nagle odchodzi od okna i
udaje się na zaplecze. Po chwili wraca, trzymając w dłoniach niewielką
książeczkę.
— To znaczy? — pytam
zaciekawiona nowym pomysłem.
— Istnieje pewien sposób,
by użyć polluxa do przekierowania tych zdolności, które posiada Trevor jako
Klariusz.
Ash zwraca ku niej
zainteresowane spojrzenie. Shannon otwiera książeczkę pod koniec i szybko
wertuje kilka kartek.
— Tutaj jest opisane, jak
można wykonać mieszankę, by wytworzyć polluxa, który pozwoli na przekierowanie
mocy. W taki sposób będzie można nakazać mu powrót do służby i posłuszeństwo na
przyszłość.
— W sumie, można by mu
nakazać, by był bardziej znośny... — komentuję.
— Wątpię, czy na to
cokolwiek by zadziałało — ironizuje Ash i uśmiecha się do mnie. Potem odwraca
głowę w kierunku czarnoskórej. — Myślę, że to jest warte zachodu.
— W takim razie jutro z
samego rana zabieramy się do pracy.
Kiwamy głowami w aprobacie.
Po wypiciu kilku kubków herbaty z cytryną robi się bardzo późno, więc Shannon
pokazuje nam na piętrze jedyny pokój gościnny, jaki posiada i życzy dobrej
nocy.
— To był tak długi dzień,
że mam wrażenie, jakby trwał już co najmniej tydzień... — wzdycham, opadając na
miękkie łóżko.
— Wiem, o czym mówisz —
odpowiada, obserwując, jak rozciągam się na pościeli. — Widzę, że nie widzisz
problemu w tym, że mamy tylko to jedno łóżko — dodaje z uśmieszkiem.
Prostuję się szybko na
pościeli i dopiero teraz lustruję całe wyposażenie pokoju, w którym panuje półmrok.
— Faktycznie i wiesz co?
Ash podnosi brew do góry.
— Mam to gdzieś — śmieję
się i pokazuje palcem, by znalazł się szybko koło mnie. Nie muszę długo go
przekonywać. Mój ciemno włosy chłopak zdejmuje szybko marynarkę i rzuca się na
łóżko tuż obok mnie. Odwracam się szybko w jego kierunku i przez chwilę
patrzymy sobie w oczy.
— Myślisz, że nasz plan
przyniesie jakieś skutki?
— Ciężko powiedzieć... —
wzdycha ciężko i kładzie się na plecach, wbijając wzrok w sufit. — Chciałbym,
żeby wszystko zwolniło, żebyśmy choć przez jeden dzień nie musieli myśleć o
walkach, ucieczkach, powrotach, niebezpieczeństwie, które czyha na każdym
kroku...
Doskonale wiem, o czym mówi
i muszę się z nim zgodzić. Ja mam do czynienia z tym wszystkim dopiero od paru
miesięcy, Ash siedzi w tym świecie od zawsze...
— Wiesz... — odwraca się do
mnie i mogę zatopić się w jego bursztynowych tęczówkach. — Wyglądam na tyle i
tyle lat, ale w rzeczywistości jestem bardzo starą duszą — mówi szeptem. —
Bywa, że naprawdę jestem zmęczony życiem — wyznaje.
Przez kilka sekund myślę
nad odpowiedzią, ale nic sensownego mi nie przychodzi do głowy. Podnoszę dłoń i
przysuwam do jego twarzy. Kilkudniowy zarost łaskocze wewnętrzną część mojej
dłoni, a moje oczy nieustannie zatapiają się w jego.
— Zostań tak na zawsze —
prosi mnie i przymyka oczy, by wczuć się w mój dotyk. Gdy uśmiecha się w
rozmarzeniu, ja przysuwam się bliżej i jeszcze bliżej. Składam na jego miękkich
ustach delikatny pocałunek i czuję, jakby przez całe moje ciało przechodził
prąd. On odwzajemnia moje czułości i wpija się w moje wargi z większą siłą.
Porywa mnie w swoje ramiona i nagle zostaję uwięziona, a Ash spogląda na mnie z
góry. W jego oczach dostrzegam to, co widzę każdego dnia od momentu, gdy wyznał
mi prawdę. Widzę głębokie uczucie i niemożliwie wielką tęsknotę.
— Zostań tak na zawsze —
powtarza szeptem i znów mnie całuje.
~*~
— Jak idą prace? — zagaduje
Ash, wchodząc na zaplecze sklepu Shannon. Czarnoskóra matrona pochyla się nad
niewielkim kociołkiem i coś uporczywie miesza już od kilkunastu minut. Do tej
pory siedziałam przy stole i przypatrywałam się jej poczynaniom, ale nie mam
pojęcia, co wyjdzie z jej działań. Ash zaś dopiero wrócił z porannego obchodu.
— Jak poszło? — pytam Asha,
który podchodzi w moim kierunku i całuje mnie w czubek głowy, po czym siada na
krześle obok.
— W pobliżu nie ma żadnych
podobnych nam. Nie wyczułem nikogo oprócz niewielkich śladów energii Adingtona.
— To dobrze?
— W jakim sensie?
— Pytam, czy to dobrze, że
nie ma w pobliżu żadnych podobnych nam?
— Tak, to dobrze. Inaczej
moglibyśmy mieć na karku niebezpieczeństwo. Nikt z góry nie informował, że
wysyła wsparcie, prawda? — odzywa się do Shannon, która tylko kręci głową nie
odrywając się od swojego kociołka. — Właśnie. Gdybym wyuczył kogoś jeszcze, znaczyłoby
to, że jacyś Termoriańczycy cię wyniuchali.
Wytrzeszczam oczy na Asha.
— Czy ja też mam na sobie
jakąś wykrywalną energię? — pytam z niepokojem. Dlaczego wcześniej nie
pomyślałam o tym, że ktoś może mnie znaleźć tylko po energii?
— Tutaj potrzebne jest
porównanie. Załóżmy, że moja energia jest zwykłą żarówką, to w porównaniu,
twoja energia jest jak elektrownia atomowa — śmieje się, a moje brwi szybują do
góry.
— Dlaczego cię to bawi?!
Przecież w takim razie ktoś w każdej chwili może mnie znaleźć! — nie na żarty
jestem przerażona. Ash podnosi dłonie do góry.
— Spokojnie, Ellen... Twoja
sytuacja jest jednak trochę inna. Nie jesteś pełnoprawna Termorianką, ani też w
całości Klariuszką. Można powiedzieć, że w większej mierze jesteś człowiekiem,
dlatego, że taką zostałaś naznaczoną klątwą, pamiętasz?
Kiwam głową, a mój umysł
zaczyna pracować na coraz wyższych obrotach.
— W księdze Pauline
Killoran musiałaś przeczytać, że wraz z upływem kolejnych wcieleń Ivaso ta
klątwa słabnie, a wraz z nią zaczyna zanikać bariera energii, którą nałożyli na
ciebie Klariusze w momencie tworzenia klątwy. Nikt w Kryształowych Mitasach nie
chce, by znaleźli cię Termoriańczycy. Dlatego miałaś innych 'rodziców' w każdym
wcieleniu i dlatego Wewnętrzny Krąg nad tobą czuwa — posyła mi uśmiech.
— Ale sam mówisz, że im
więcej wcieleń mija, tym ta bariera słabnie, tak?
— Tak, niestety.
— Jak silna jest w tym
wcieleniu? — pytam, choć boję się odpowiedzi.
— Dość...
— Dość silna?
— Słuchaj, Ellen. Nie martw
się tym, jasne? — Chwyta moje ramiona i patrzy mi w oczy pokrzepiająco. — Mamy
inne rzeczy na głowie. Jestem tutaj i nic ci nie grozi — zapewnia mnie z
uśmiechem. Ja również się uśmiecham, ale w głębi duszy czuję, że mój niepokój
rośnie.
— Gotowe — stwierdza
Shannon i oboje na nią spoglądamy. Z jej kociołka wydobywają się zielone opary.
Krzywię się, podchodząc do mikstury. Ash przybliża się wraz ze mną. — Proszę —
podaje mu brejowaty napój, który przed chwilą wlała do szklanki.
— Co mam z tym zrobić? —
marszczy czoło Ash. Przyglądam się zielonemu płynowi i z odrazą wyczekuje, co
powie Shannon.
— Jak to co? — dziwi się
kobieta. — Wypić.
Ash obserwuje jeszcze
ledwie bulgoczącą breję. Od razu widać, że nie uśmiecha się mu ją wypić.
Patrząc na jego twarz, mam wrażenie, że ocenia wszystkie za i przeciw. Po
chwili jednak przymyka oczy i przechyla.
— Dobre? — pytam wątpiąco,
patrząc, jak jego twarz wykrzywia się z obrzydzenia.
— Pycha... — jęczy pod
nosem. — Co teraz?
Shannon podchodzi do Asha i
kładzie obie dłonie na jego skroniach. Zamyka oczy, a Ash przez moment wpatruje
się w skupioną twarz czarnoskórej, a następnie także opuszcza powieki. Stoję
obok i przypatruję się tej dwójce. Wyglądają teraz jak dwoje obłąkanych ludzi.
Besztam się w myślach, przypominając sobie, że moje życie już teraz będzie tak
wyglądać. Będę spotykać dziwnych ludzi, robić dziwne rzeczy w dziwnych
miejscach. Muszę po prostu przywyknąć. Nagle Shannon zaczyna wydobywać z siebie
jakieś dźwięki, które przypominają mi wschodnie melodie. Dźwięki przeradzają
się w słowa, gdzie wiele z nich kończy się na literę 's'. W pewnej chwili mam
wrażenie, że Shanon zaczyna tylko syczeć, niczym wąż. Matrona otwiera oczy i
Ash robi to samo. Odsuwają się od siebie.
— Dobrze, teraz Addington
musi wypić swoją część wywaru — informuje.
Ash otwiera szerzej oczy.
— Myślałem, że mam przejąć
jego moce i dopiero go do czegokolwiek zmuszać. Nie na odwrót. Jak ja niby mam
mu to dać?
— Musisz go obezwładnić i
wtedy...
— To nie jest takie proste
— przerywa jej. Słychać w jego głosie poirytowanie. — Słyszałaś, jak wczoraj
sam powiedział, że jest silniejszy niż my wszyscy razem wzięci.
— Na prawdę? — rzuca
ironicznie Shannon. Mam chęć coś powiedzieć, bo boje się, że zaraz zaczną się
kłócić. Nie wiem jednak, co mogłabym dodać. Shannon wyciąga z jednej z szuflad
niewielki flakon z jakąś substancją i potrząsa nim przed oczami Asha.
— To go zatrzyma na kilka
minut... — mówi obojętnie.
— Czy to... Arnika? —
strzelam z radością, że nareszcie mogę się pochwalić jakąś wiedzą.
— W jakimś stopniu tak —
odpowiada mi Ash.
— Wystarczy nam tylko kilka
sekund, aby połknął ten wywar, potem tylko wytworzę połączenie między wami i
odwrócę wasze energie tak, by jego część polluxa przeszła przez ciebie —
wyjaśnia zadowolona murzynka.
— Więc co, najpierw musisz
dać mu się napić arniki, a potem znów wlać w niego tę breję? — pytam.
— Nie do końca — odpowiada
mi Shannon.
— Trevor nie jest głupi.
Poza tym, jeśli wypiłby arnikę, nic by mu się nie stało. To tutaj — pokazuje
palcem — to arnika połączona z płynnym polluxem. Arnika leczy różne
dolegliwości związane z polluxem, ale w połączeniu z nim daje jeszcze gorsza
broń. Jeśli wyleję tę buteleczkę na Trevora, jego twarz się stopi na jakiś
czas.
— Czyli to zadział jak kwas
— tłumacze sobie.
— Dokładnie — odpowiada
Shannon.
— I co ważniejsze, na kilka
chwil całkowicie go obezwładni. Najważniejsze zaatakować z zaskoczenia.
— Czyli co, teraz tylko
musimy go odszukać?
— Zgadza się — uśmiecha się
odważnie.
— Damy radę. Co to dla nas?
— śmieję się i splatam jego palce z moimi.
Hej, hej! Czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda? Jeżeli tak, to zapraszam do podzielenia się opinią w komentarzu. :)
Zapraszam na mojego wattpada, gdzie znajdziecie moje inne opowiadania - https://www.wattpad.com/user/nielivka
Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie
OdpowiedzUsuńGenialnie piszesz, bardzo lubię Cię czytać! W wolnej chwili zajrzyj tu https://www.fryzomania.pl/category/maszynki-do-strzyzenia Są tam dobre maszynki do włosow, moze znajdziesz coś dla siebie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń