wtorek, 31 stycznia 2017

Rozdział V: Tajemne Przejścia




Pierwszy września.
To jakiś koszmar.
Gdy rano się budzę, myślę, że to tylko chory sen i wszystko się zaraz wyjaśni. Nie dowierzam, że rzeczy, z poprzedniego dnia działy się naprawdę… Jest siódma rano i muszę zbierać się do wyjścia. Zaraz ojciec zawiezie mnie pierwszy raz do internatu, w którym, już niedługo będę spędzać tony czasu. Po powrocie ojciec każe mi iść na głupi festyn z okazji rozpoczęcia roku. Nie obchodzi go, że po ostatnich wydarzeniach nie mam na to ochoty. Być może ten wszystko szybko się skończy i będę mogła wrócić, aby nadal leżeć w łóżku i zastanawiać się nad wszystkim, co stało się wczoraj. Mama się nie znalazła. Ojciec wrócił dopiero rano, ale mam wrażenie, że gdyby nie chodziło o moją szkołę, to zostałby dłużej tam, gdzie był. Na dodatek, nie chce mi powiedzieć, dokąd pojechał, ani czy cokolwiek robi w sprawie mamy. Chcę wyobrażać sobie, że jeździł po okolicy i szukał jakiegoś pogotowia wodnego, czy czegoś w tym stylu. Jednak coś podpowiada mi, że robił zupełnie odwrotnie.
Dzwoni telefon.
— Halo?...
— Ellen? — Słyszę niepewny głos Asha.
— A niby kto?
— Co masz taki głos? Wszystko w porządku? — Wydaje się zdziwiony. Akurat tak się składa, że nic nie jest w porządku. — Słuchaj, nie pamiętam, czy ci mówiłem, ale impreza jest oddalona o dwa kilometry od szkoły. To znaczy, te miejsce, gdzie się odbędzie festyn, rozumiesz? Będę samochodem, to zabiorę cię około szesnastej, dobrze?
Bełkoczę tylko kilka słów i rozłączam się, chcąc uniknąć jakichkolwiek pytań. Na szczęście Ash już nie dzwoni. Najprawdopodobniej odstraszyłam go swoim zachowaniem. Niestety został przypadkową ofiarą mojego nędznego humoru. Mam nadzieję, że nie weźmie mi tego za złe. Swoją drogą, zastanawiam się, skąd przy moim łóżku komórka. Tata musiał najwyraźniej oddać mi ją, gdy wrócił do domu.
Gdy schodzę na śniadanie, Robert właśnie wstaje od stołu i mijamy się w korytarzu.
—  Jedzenie masz w kuchni. — Nawet nie obdarza mnie spojrzeniem. Unoszę brwi i obserwuję, jak znika na pierwszym piętrze. To ja mam pełne prawo, by się na niego obrażać! Ja! Kręcąc głową z niedowierzaniem, chwytam talerz z tostami.

~*~

Całą drogę do Redbricks College spędzamy w ciszy. Nawet radio nie jest włączone by rozładować napięcie, wiszące w powietrzu. Czuję się z tym okropnie. Nie dość, że ojciec zachowuje się nad wyraz nieodpowiedzialnie, to w dodatku obraził się na mnie, jakbym to ja była sprawczynią wszystkich nieszczęść w jego życiu. Porażka...
Wyjeżdżamy właśnie zza zakrętu i dostrzegam czerwoną elewację szkoły, umiejscowionej na niewielkim wzgórzu. W miarę, jak się zbliżamy, widzę, że nie stoi tam tylko jeden budynek, a trzy. Ojciec parkuje auto na parkingu, który znajduje się u podnóża wzniesienia. Wychodzę na żwirową drogę i rozglądam się po okolicy. Pogoda jest pochmurna i wietrzna, więc okrywam się mocniej bluzą. Wciąż ze zmrużonymi oczami, zadzieram głowę do góry, by przyjrzeć się budynkom, a wiatr tarmosi moje długie włos. Po środku widzę rozległy, dwupiętrowy budynek w starym stylu. Stawiam, że to szkoła. Po prawej i lewej stronie, niczym lustrzane odbicia, widać dwie, znacznie mniejsze budowle. Mają tylko parter i pierwsze piętro.
Odwracam głowę i podchodzę do ojca, by wziąć walizki, które zdążył wypakować z bagażnika. Ledwo wspinam się po kamiennych schodkach, prowadzących na poziom parteru szkoły. Im jestem wyżej, tym głośniejsze stają się rozmowy ludzi. Faktycznie, moim oczom ukazują się liczne grupy osób, którzy dyskutują między sobą, niektórzy właśnie się ściskają, inni śmieją głośno. Ja, z dwiema walizkami przeciskam się między nimi, a tata depcze mi po pietach. Idę kamienną uliczką, obok mijam duże domy. Ten po prawej jest z takiej samej, czerwonej cegły, co budynek szkoły. Ten z lewej strony jest porośnięty bujną roślinnością, wydaje się całkiem zielony. Tuż przy wielkich drzwiach, dostrzegam niską kobietę koło sześćdziesiątki, która ma na sobie wiele warstw swetrów, zwisających przy nogach. Jej nerwowe spojrzenie od razu rzuca mi się w oczy. Przygładza i tak już, ulizane, szare włosy i wypatruje kogoś w tłumie.
—  Pani Lane? — Odzywa się ojciec, gdy stawiam walizki niedaleko wejścia. Kobieta odwraca się i zaskoczeniem kiwa głową. Ma taką minę, jakby była niemową.
—  Witam, panie Prescoth. —  Mówi bez emocji, a potem od razu przenosi na mnie spojrzenie. Lustruje mnie uważnie, co wcale mi się nie podoba. Oboje odchodzą kilka kroków na bok i o czymś rozmawiają. Jednak nie słyszę kompletnie nic. W zamian, zaczynam wpatrywać się w grupki osób, które rozlokowały się po całym placu. Wszyscy wyglądają, jakby znali każdego. Krzywię się na myśl, że ja nie kojarzę ani jednej osoby i natychmiast przyłapuję się na szukaniu między nimi twarzy Asha. Aha, na pewno by tutaj sterczał w ostatni dzień wolności.
Ojciec i kobieta wracają.
—  Witaj dziecko, nazywam się Salesia Lane. — Podaje mi rękę, a ja patrzę na nią nie pewnie. Nie chcę zgrywać chamskiej na dzień dobry, więc ściskam dłoń. — Będę twoją opiekunką.
Czy możesz powtórzyć? To chyba kpina. Wytrzeszczam oczy w jej kierunku i od razu puszczam dłoń kobiety.
—  Tato, co to ma znaczyć? — Dziwię się, ściszając ton.
—  To, co słyszysz. Pani Salesia jest opiekunką twojego rocznika.
Spoglądam na ojca z pode łba. Denerwuje mnie, że o wszystkim dowiaduję się w ostatnim momencie. Lane (bo tak ją będę teraz nazywać) rozmawia jeszcze o czymś z ojcem i zdawkowo kieruje niektóre słowa do mnie, głownie kwestie organizacyjne. Ja się już nie odzywam. I tak mam przechlapane na starcie.
—  Zostaw rzeczy w recepcji i wróć. Za kilka minut zaczynamy oprowadzanie nowych uczniów. —  Mówi do mnie. Ja nawet na nią nie patrzę. —  Zdążyliście w samą porę. — Zwraca się do taty. Następnie Lane wchodzi do budynku, a ojciec w tej samej chwili, rzuca mi oskarżycielskie spojrzenie.
—  No co? — Warczę i chwytam walizki. — Muszę iść. — Nie czekając na odpowiedź od rodzica, ciągnę potężne drzwi.
—  Ellen.
Odwracam głowę.
—  Trzymaj się.
Z lekkim uśmiechem, podnoszę kciuk do góry i ponownie złapawszy się za walizki, staram się wejść do środka. Na wprost widzę długą ladę, na której stoi tylko kartka z napisem "RECEPCJA". Wchodzę za mebel i widzę, że mnóstwo walizek znalazło tu tymczasowe schronienie.  Zostawiam swoje i rozglądam się po głównym holu, który sprawia wrażenie okrągłego. Od razu za ladą, są kolejne drzwi, bardzo podobne do tych głównych. Na samym ich środku błyszczy tabliczka 'DYREKTOR'. Odchodzę kilka kroków w tył, by lepiej widzieć całość. Z prawej i lewej strony wiją się schody, których balustrady przypominają luźne ślimaki. W kilku miejscach stoją dziwne dzbany z wysokimi roślinami. Podnoszę głowę do góry. Sufit sięga dwóch pięter, a na samej górze dostrzegam szklaną kopułę. Unoszę lekko brwi do góry. Jestem ciekawa ile na to wszystko wydali. Ale nie zaprzeczę, że miło jest przebywać w takich schludnych warunkach.
Kilka minut później stoję w tłumie i ze znudzoną miną słucham wywodów Lane na temat historii szkoły. Tłum w pewnym momencie zaczyna się poruszać, więc automatycznie ponownie skupiam się na tym, co kobieta mówi.
— Teraz przejdziemy na górę. — Grupa człapie za Lane, gdy wspinamy się po schodach. Zauważam, że to piętro jest większe, ale za to mniej ozdobne. Po lewej stronie rozciąga się hol. Na jego końcu widzę okno otwarte na oścież, a firanka w nim wisząca, desperacko próbuje wydostać się na zewnątrz. Uczniowie dookoła szepczą cały czas rozentuzjazmowanymi głosikami. Są tu różni wiekowo ludzie. Niektórzy z pierwszych roczników, inni nieco starsi. Zastanawiam się, czy stoi tu ktoś w moim wieku. Lane stoi przy drzwiach, które znajdują się po środku holu. To piętro jest idealnie lustrzanym odbiciem parteru, z tym, że korytarz rozciąga się na kilka metrów w obie strony. Patrzę na kolejną tabliczkę, na której pisze  'POKÓJ NAUCZYCIELSKI'. Lane już chce ponownie przemówić, gdy jakaś uczennica podnosi rękę.
— Przepraszam, ale czy szesnaście klas, to nie za mało, jak dla tak wielkiej liczby uczniów? — W jej głosie słychać ten przemądrzały typ pewności siebie. Przymykam powieki i wzdycham głośno.
— Oczywiście, że za mało! — Odpowiada radośnie kobieta, jakby od samego początku czekała na to pytanie. — Jest tutaj o wiele więcej klas, moje dziecko. Jeszcze ich nie widzicie. — Uśmiecha się dobrodusznie, a jej duże oczy nagle nabierają blasku. To jednak szybko ulatuje i Lane powraca do recytowania suchych instrukcji. — Drugie piętro przeznaczone jest tylko dla nauczycieli. Teraz chodźmy zobaczyć to, czego nie widać. —  Zerka z uśmiechem na przemądrzałą uczennicę. Lane idzie kilka metrów w prawo. Zbliża się do otwartego okna. Nie mam pojęcia, po co tam idzie. Może chce zamknąć okno, a cała grupa drepcze za nią bezmyślnie? Ja stoję w miejscu i obserwuję. Ku własnemu zdziwieniu dostrzegam to, czego na początku nie miałam prawa dostrzec. Na końcu korytarza widzę, że ściana, nie do końca łączy się z tą drugą ścianą, ale gwałtownie zakręca pod kontem prostym. Obserwuję jak jedno , po drugim znikają. Od razu podbiegam do reszty grupy i ze zdziwieniem wychylam głowę. W przejściu znajduje się wąski korytarz, a na jego końcu widać światło oraz powiewającą firankę.
Z korytarza wychodzę na kolejny hol, tak samo zbudowany jak poprzedni. Różni się tylko pod jednym względem, nie ma tutaj żadnych schodów. Takie same duże drzwi mieszczą się po środku korytarza, a na tabliczce błyszczą tym razem złote litery 'SEKRETARIAT SZKOŁY'.
— Tutaj nasza podróż na razie się kończy. — Komunikuje Lane z wyniosłością. —  Teraz wszyscy, pojedynczo idźcie do sekretariatu i odbierzcie plany lekcji oraz klucze do pokojów. — Kończy i odchodzi. Ludzie przepychają się, by zająć swoje miejsce w kolejce. Rozglądam się dyskretnie na boki, stoję najbliżej drzwi, więc bez zastanowienia wchodzę jako pierwsza. Pukam i otwieram drzwi. Pokój jest mały. Pachnie tutaj dymem papierosowym i świeżym papierem. Krzywię się na ten pierwszy zapach. Dostrzegam, że zza biurka, uśmiecha się kobieta w ciasno spiętym koku na głowie.
— Imię i nazwisko oraz wiek, poproszę. —  Sięga po kilka kartek spiętych spinaczem biurowym.
— Ellen Prescoth, siedemnaście lat.
— Tak, tak. —  Mruczy pod nosem kobieta. — Proszę, to jest twój plan. — Podaje kartkę z tabelką. — A tutaj... — Szpera w szufladzie, a ja słyszę brzdęk wielu kluczy. —  Tutaj twój klucz do pokoju. — Wręcza mi jeden kluczyk na kółku, obok którego widzę wyryty numer pomieszczenia. Wychodzę, wpatrując się w swój plan zajęć. Wejście na samym początku nie było jednak genialnym pomysłem. Teraz muszę siedzieć i czekać, aż cała zgraja odbierze swoje rzeczy... Zdążyłam już kilkakrotnie ogarnąć rozkład zajęć. Dobre jest to, że na odwrocie dodali obrazkową mapkę szkoły z podpisanymi numerami klas. Przynajmniej nie spędzę dziesięciu godzin na szukanie odpowiedniej sali. Dziwi mnie jednak fakt, że Redbricks College ma piwnicę. Całe podziemia! Rozkład zajęć rozwija się na kilka kartek i mogę swobodnie lustrować wszystkie piętra, korytarze i inne tajemne przejścia. Na zwiady będę miała jednak czas. Teraz nudzę się niemiłosiernie.
Po kilkudziesięciu minutach, Lane kontynuuje zwiedzanie.
— Teraz moi drodzy pójdziemy do Sali Apelowej, gdzie odbywają się ważne uroczystości szkolne. Tam mieści się też mały Kącik Sław z pucharami zwycięzców rozmaitych zawodów oraz z portretami poprzednich dyrektorów. —  Mówi bardziej do siebie, bo nikt oprócz kilku osób jej nie słucha. Wszyscy są zajęci omawianiem planów z przyjaciółmi i ekscytowaniem się tym, z kim są w pokoju. Chłopaki wydają się mniej entuzjastyczni.
Lane wraca tym samym 'ukrytym' przejściem. Następnie otwiera drzwi, na przeciwko pokoju nauczycielskiego. Wchodzimy do środka, a ja zaczynam się krzywić, bo ktoś obok mnie zapomniał chyba o prysznicu. Stajemy w dużej sali w owalnym kształcie. Na końcu ledwo widzę kamienną mównicę, bo zlewa się z ciemnym otoczeniem. Mimo pozapalanych kinkietów, jest ciemno. Jednak w powietrzu dostrzegam unoszący się pył. To chyba on sprawia, że kicham kilkakrotnie.  Pachnie tutaj starością. Uczniowie rozpraszają się nieco, bo każde z nich chce obejrzeć inny kąt. Ja także przechodzę dalej, mijam rzędy siedzeń, przypominających kinowe fotele. Po lewej stronie, w gablotach dostrzegam puchary. Jedne w kształcie piłek, inne zawodników. Jest też dużo zdjęć drużyn i ich trenerów. Nie podchodzę do nich, bo średnio mnie to interesuje. Odwracam głowę i po prawej stronie zawieszam wzrok na ścianie, gdzie większość miejsca, zajmują ramy. W nich umieszczone są portrety starych mężczyzn, poprzednich dyrektorów. Zastanawia mnie fakt, że nie ma tutaj ani jednej kobiety.
— Jesteśmy w Sali Apelowej, a jednocześnie w Kąciku Sław. — Rozlega się przytłoczony echem głos Lane. Odwracam głowę i widzę, że stoi niedaleko kamiennej mównicy, po drugiej stronie pomieszczenia. — Szkoła Redbricks College założona była w 1850 roku. — Ponownie zaczyna sypać faktami, więc od razu włączam się i dalej wodzę oczami po twarzach starców. — Nie będę wam po kolei przedstawiać wszystkich nauczycieli, bo to kompletna strata czasu. Poznacie ich już na lekcjach. Teraz czas by pokazać wam wasze tymczasowe mieszkanka. — Słyszę samą końcówkę długiego, jak rzeka wywodu i oddycham z ulgą, że jakoś dobrnęłam do końca.
Po wyjściu z sali Lane prowadzi nas na parter. Idę na końcu grupy, więc nie mam dobrego widoku na to, gdzie idziemy. Wkrótce wszyscy schodzimy ciasną klatką schodową do podziemi. Kręcone schody są strome i mimo zawieszonych latarni, wszędzie panuje półmrok. W końcu, w ciemności widzę strugę światła. Zeskakuję z ostatniego stopnia. Staję na rozwidleniu korytarzy. Przechodzę na lewo, bo stamtąd dobiegają mnie głosy i śmiechy pozostałych. Tutaj jest już jaśniej, a grupa ludzi nie wydaje się taka wielka, wszyscy rozproszyli się po holu. Mój wzrok przykuwa wejście do pomieszczenia kilka metrów dalej. Bez zastanowienia tam idę. Białe płytki dookoła uderzają mnie swoim blaskiem i muszę przymknąć oczy.
— Tutaj mamy kantynę. — Słyszę jaj komentatorki głos. Dzięki! Inaczej bym się nie domyśliła...  Lane cofa się o kilka kroków i spogląda specyficznym wzrokiem na nas. Czeka, aż zapadnie cisza. — Muszę się z wami rozstać. Dziewczęta pójdą do prawego końca korytarza, chłopcy do lewego. Znajdziecie tam schody na górę i wejdziecie wprost do budynku mieszkalnego. Macie klucze i myślę, że bez problemu traficie do pokoi. Pamiętajcie, jeśli chcecie zmienić pokój, bo nie odpowiada wam towarzystwo, możecie zgłosić to do sekretariatu, ale tylko do końca tego tygodnia. —  Kiwa pouczająco palcem, po czym — Jeśli macie pytania, to na nie odpowiem.
Cisza.
Nie potrafię opisać mojej radości z faktu, że nikt nie ma pytań.  Zmęczona tym całym cyrkiem, wracam na górę, by wziąć swoje walizki. Na szczęście większość ludzi idzie w tym samym kierunku, bo inaczej ciężko by mi było trafić z powrotem. Za dużo w tej szkole korytarzy i schodów! I tajemnych przejść...

Stoję na przeciw drzwi do mojego pokoju i słyszę, że ktoś wewnątrz słucha muzyki. Pukam , ale gdy nikt się nie odzywa, po prostu wchodzę do środka i stawiam na podłodze walizki. W prostokątnym pokoju stoją dwa łóżka. Od razu odrzuca mnie smród papierosów, jednak jest on przełamany przez zimny powiew wiatru. Na parapecie siedzi dziewczyna i właśnie w niekontrolowany sposób miota się przy oknie.
— Spokojnie. — Unoszę dłonie do góry. — Nie jestem z policji.
Dziewczyna odgarnia burzę czarnych loków z twarzy i wpatruje się we mnie z ulgą.
— Myślałam, że to Maryla! — Unosi oczy i ponownie zaciąga się papierosem. Ja zaś wykrzywiam usta w dziwnym grymasie i zamykam drzwi, po czym podnoszę walizki, by przejść do środka. Widząc, że łóżko po prawej jest zagracone, swoje rzeczy kładę na tym po lewej. Wzdycham ciężko, bo już kręci mi się w głowie od tego smrodu. Przypominam sobie właśnie komunikacie Lane, że można składać zażalenia, a czarnowłosa zamyka okno i otrzepuje spodnie z popiołu.
— Jestem Curt. — Wskakuje na łóżko i nie dbając o cały bajzel, kładzie się na porozwalanych ubraniach. Chwyta telefon, z którego do tej pory wydobywała się muzyka.
— Cześć. — Odwracam od niej wzrok i zaczynam otwierać pierwszą walizkę. Kątem oka kalkuluję, czy wszystko zmieści się w małej komódce, którą mam w zestawie do łóżka i biurka z krzesłem. Powinno być w porządku. Moja lokatorka leży na swoim zagraconym łóżku i nuci piosenkę. Muzyka jest tak głośna, że myśleć nie mogę. Przymykam oczy i wzdycham głęboko. Spokojnie, Ellen, dasz radę... Mimowolnie do pamięci wracają mi słowa Mary: "Mogę się założyć o dziesięć dolców, że po tygodniu poczujesz się jak w domu i będziesz mieć przynajmniej jedną przyjaciółkę". Biorę jeszcze jeden głęboki wdech i wydech. Nagle Curt przełącza muzykę na słuchawki. Czyżby czytała mi w myślach?
Po godzinie jestem już ogarnięta. Poukładałam ubrania w szufladach i kilka książek na półce. Na szafce nocnej stawiam jeszcze zdjęcie, na którym przytulamy się z siostrą. Leżę teraz na łóżku i gapię się w biały sufit. Walczę z nachalnie cisnącą się do moich uszu muzyką Curt. Mimo, że dziewczyna ma w uszach słuchawki, to doskonale słyszę piosenki. Staram się odcedzić moje myśli, od słów rockowych kawałków. Jednak nagle...

Gdyby to był twój ostatni dzień
A jutra by nie było

Ogarnia mnie natychmiastowe gorąco. Prostuję się jak struna na łóżku, z przerażeniem i zarazem z wielką radością patrzę na Curt, która leży z zamkniętymi oczami i w rytm muzyki kiwała głową.
— Ej, słuchaj! Curt! — Nie wiem co zrobić, by się na mnie spojrzała. Rzucam w nią małą poduszką.
— Co ty?! — Dziewczyna także prostuje się z grymasem na twarzy.
— Możesz puścić normalnie?
Unosi jedną brew do góry i z ciekawskim uśmieszkiem, przełącza muzykę na głośnik. Słyszę, jak do moich uszu dociera znajoma melodia, nasza siostrzana piosenka. Tylko, że... Uświadamiam sobie, że to była ostatnia rzecz, jaką usłyszała Mara przed śmiercią. Ten fakt tak mnie paraliżuje, że nagle przestaję śpiewać, a moja twarz tężeje. Robię się blada jak papier. Czuję łzę w kąciku oka.
Nagle w drzwi rozlega się gwałtowne, nachalne pukanie. Szybko wycieram policzek i budzę się z dziwnego otępienia. Widzę, jak Curt walczy z telefonem, by jak najszybciej go wyciszyć. Walenie nie ustępuje. Bez zaproszenia drzwi się otwierają i do środka wchodzi szpakowata kobieta w ciemnej garsonce, na rękach ma szare ubrania złożone w kostkę. Mimowolnie zwracam uwagę, że ma podkrążone oczy i bladą cerę, przez co wygląda jak upiór.
— Dzień dobry. — Zaczyna gburliwym tonem, gdy mówi, dziwacznie wykrzywia usta. — To są wasze mundurki. Po jednym dla każdej, a mówić po jednym mam na myśli po jednym. Jeśli je zniszczycie, podpalicie, podziurawicie i nie wiem, jeszcze co zrobicie, to innych nie będzie! — Podnosi głos. Wręcza niedbale każdej z nas komplet. — I wyłączyć mi ten jazgot natychmiast! — Warczy, widząc, że Curt nadal mocuje się z urządzeniem pod poduszką. Potem wychodzi, trzaskając drzwiami.
— Milutka. — Komentuję.
— To Maryla Passion. — Curt w końcu wyłącza muzykę i oddycha z ulgą. — Jędza jakich mało. Nawet nie wiesz, ile już szlabanów u niej zaliczyłam... Nie wiem jakim cudem, ale ona zawsze jest tam, gdzie akurat łamię regulamin.
Teraz już rozumiem jej przerażenie, gdy przyłapałam ją na paleniu. Tacy, to mają trudno w życiu...
Rozkładam swój komplet ubrań na łóżku i oglądam po kolei. Wszystko jest w odcieniach bieli i szarości. Biała bluzka, szara spódnica, rajstopy, ciemny sweter, podkolanówki.
SPÓDNICA
RAJSTOPY
Te słowa rzucają sie na mnie, by mnie pożreć żywcem! Serio, muszę codziennie łazić ubrana, jak na uroczystej kolacji dla sąsiadów? Nie mówię jednak tego głośno, wzdycham tylko i z powrotem składam ciuchy w kostkę. Curt wcale nie zwraca uwagi na mundurek. Siadam na łóżko i patrzę, jak ta rzuca go w kąt. Teraz nogami wykopuje swoje codzienne ubrania tak, by leżały na skraju łóżka. Sama zaś z powrotem kładzie się na pościeli i tym razem, sięga po jakąś gazetę.
— Nowa jesteś, co nie? — Zagaduje mnie, nie wychylając się zza czasopisma.
— Ehe. — Odpowiadam krótko i uzmysławiam sobie, że Curt przywiozła słuchawki, gazety, a ja nie mam co ze sobą zrobić. Myślami od razu jestem przy rodzicach. Czy ojciec już znalazł rozwiązanie zagadki? Może oboje już siedzą w domu, przy kominku i śmieją się z tej sytuacji? Jak bardzo chciałabym Wierzyc w to, że mamie nic się nie stało.
Jest dopiero piętnasta, więc decyduję, że to dobry czas na zwiady. Wychodzę z pokoju, a Curt nawet nie odrywa wzroku od tekstu. Moja sypialnia znajduje się na pierwszym piętrze w budynku mieszkalnym. Zaraz obok mamy salon, więc właśnie tam najpierw idę. Faktycznie, miło tu. Stoi duża, rogowa kanapa i mamy kominek z telewizorem, obok regał zawalony książkami. Nie jestem fanką książek, właściwie, to nigdy nie miałam żadnego hobby. Jako samotniczka włóczyłam się z reguły i rozmyślałam nad życiem. Ostatnio jednak mam tyle myśli, że wolałabym je ściszyć. Książki na pewno są jakąś opcją.
Siedzę chwilę w salonie i wdycham świeże powietrze, które wpada do środka przez okno. Nie mogę jednak już dłużej usiedzieć, wciąż mam w głowie te wszystkie ciemne korytarze i ukryte wejścia w szkole. Pozostaje jeszcze pół godziny do przyjazdu Asha, więc nie zastanawiam się długo.

O dziwo nie tak ciężko jest odnaleźć się w tej szkole. Wystarczy zapamiętać układ pomieszczeń na parterze, a kolejne piętra są tylko odwzorowaniem pierwszego schematu. Takim sposobem, uczę się na pamięć parteru. Gubię się tylko raz! Za to dzięki temu, trafiam na bardzo ładny dziedziniec z tyłu budynku. Są tutaj ławki i wiele krzewów, które muszą pięknie kwitnąć na wiosnę.
Z pierwszym piętrem idzie mi równie szybko. Tutaj nie ma już żadnych fascynujących miejsc. Nic się nie zmieniło odkąd byłam tu kilka godzin temu. Teraz jedynie hol świeci pustkami. Jest na nim tak cicho, że zaczyna mi to przeszkadzać. Stoję obok wejścia do Sali Apelowej i nagle marszczę czoło. Gdzieś nade mną słychać jakieś dudnienie, a zaraz po nich dwa głosy. Ktoś ma chyba zamiar zejść z drugiego piętra. Lustruję wzrokiem zabudową przeźroczystymi szybami klatkę schodową, która prowadzi na górę. To piętro tylko dla nauczycieli. Przynajmniej tyle zapamiętałam z paplaniny Lane. W tej chwili rozmowa staje się głośniejsza. Dźwięki są zniekształcone przez szyby, ale mam wrażenie, że tam się ktoś kłóci. Omiótłszy wzrokiem korytarz, podchodzę do szklanych drzwi i ciągnę za klamkę. Są otwarte i z cichym kliknięciem, odskakują w moją stronę. Wsuwam lekko głowę, by móc cokolwiek usłyszeć.
— Macie się tym zająć.
Nagle czuję jak moje mięśnie sztywnieją, a do głowy napływa gorąca krew. To mój ojciec!
— Zrobimy, co w naszej mocy, ale nie gwarantuję... — Słyszę drugi, damski głos.
— ...Mamy kryzysową sytuację! Nie wiadomo, czy wszystko zostało przesłane na czas, rozumiesz? — Mój ojciec warczy. Potem następuje milczenie. Budzę się nagle z odrętwienia i szybko cofam głowę, by przypadkiem nikt mnie nie zobaczył. Jednak po chwili z powrotem nasłuchuję, bo to jeszcze nie koniec konwersacji tych dwojga.
— Może i jesteś Mitterua, ale masz taki, a nie inny przydział. Nigdy nie mieliśmy tego typu komplikacji, sama wiesz... Nastąpił brak kontaktu. Nie taki był plan... — Wzdycha i wydaje się być mniej poirytowany. Teraz słyszę, że jest raczej zmęczony. — Musimy to doprowadzić do końca. Dopóki ona się nie ujawni, jesteśmy zdani na to, co nam pozostało. Jeśli, w którymś momencie ona wybuchnie... Rozpęta się wojna.






Po dwutygodniowej przerwie wracam do Was z świeżutką porcją nowych sekretów z życia Ellen oraz z całą masą tajemnych przejść z jednej tajemnicy, w kolejną. 
Sesję zaliczyłam i mam z głowy... wreszcie! :) 
Komentujcie!



14 komentarzy

  1. No to końcówkę dowaliłaś niezłą. Tego się nie spodziewałam po takim ciekawym opisie szkoły, internatu oraz nowej lokatorki w pokoju. To naprawdę tajemnicze co powiedział na sam koniec ojciec dziewczyny. Wyglądało zupełnie tak jakby mówił o Ellen. A może tak właśnie było? Nawet jeśli to dziewczyna nie wygląda jak zagrożenie dla innych. Może i stara odciąć się od świata, ale nie przejawia skłonności sadystycznych.

    Co do samej szkoły to bardzo ciekawe miejsce. Aż sama chciałabym się tam znaleźć i włóczyć po korytarzach tego tajemniczego miejsca. Tylko szkoda, że opiekunowie niezbyt przyjaźni dla uczniów.

    Czekam na następny. Naprawdę mnie zaintrygowałaś tą końcówką. Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dzięki, że wpadłaś i zawsze mogę liczyć na Twoją opinię! :) Właśnie taki miałam zamiar, żeby końcówka została taka tajemnicza. :) Fajnie, że Ci się podobało.

      Usuń
  2. — Jeśli macie pytania, to na nie odpowiem.
    Cisza.
    Hehe, takie typowe xD
    Już lubię Curt ^^ jest taka olewcza i wyluzowana, mam nadzieję że staną się z Ellen przyjaciółkami :D
    Dosyć szczegółowo opisałas też budynek szkoły, co się chwali :3
    Końcówka zapowiada cos, na co warto czekać. Czekam. Fr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za przeczytanie i komentarz, Frix! :) Fajnie, że Ci się rozdział podoba.

      Usuń
  3. Twój blog - Nie Szukaj Siebie - został właśnie wylosowany na Blog Miesiąca - Luty w kategorii Fantasy / Romans !

    Będzie on dumnie reklamowany na Katalogowym Świecie przez okrągły miesiąc, w bocznej kolumnie szablonu.
    Blog zostanie również wpisany do zakładki Blogi Miesiąca gdzie pozostanie na stałe, można w niej zostawiać również komentarze. Dodatkowo w kategoriach w których jest zapisany, pod opisem pojawi się dopisek o wyróżnieniu oraz blog zostanie dodany do specjalnej kategorii "Blog Miesiąca".

    Pozdrawiam, gratuluję i życzę weny!
    Założyciel i główny administrator, Emily.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie. Wciąga nieziemsko. Ten tajemniczy klimat... Normalnie można poczuć uczucia bohaterki. Podoba mi się :D
    Jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie i co z tym cieniem, który pojawia się co jakiś czas. A ci okropni rodzice? Brr! Nie chciałabym mieć takich. I o co chodzi z tym ujawnieniem? Masakrycznie ciekawe. CZekam na kolejne rodziały :)
    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do mnie ;D
    smoczespojrzenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam! Super, że mogę przywitać nową czytelniczkę! Cieszę się, że opowiadanie Ci przypadło do gustu. Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz.

      Usuń
  5. Wybacz, że dopiero teraz, ale ciągle ta praca -,- już mam dosyć.
    Ciekawie zapowiada się ta szkoła i ludzie w niej... To będzie ciekawy wątek, tak myślę.
    Ujawnienie? Ale czego? Co ukrywa?
    Curt i Ellen chyba pasują do siebie pod względem przyjacielskim, tak mi się wydaje i fajnie by było jakby się zaprzyjazniły bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział 3, 4 i 5,5
    Ash patrzy na z jakimś wyrzutem - patrzy na mnie
    Widzę, że na jgo twarz wypływa jakiś smutek - jego
    Zaczynam się, czy nie jestem za łatwa. - zastanawiam się XD
    Kobieta odwraca się i zaskoczeniem kiwa głową. - z zaskoczeniem
    Mruczy pod nosem kobieta. Czekam chwilę i obserwuję, jak kobieta uważnym wzrokiem - kobieta, kobieta

    Hej, jestem. Chciałam dziś przeczytać sobie 3 rozdziały, ale musiałam skończyć na połowie 5. Będę pisać chaotycznie, bo nie wiem co się gdzie wydarzyło ani w jakiej kolejności, tak więc powodzenia ;)
    Na sam początek wytłumaczę czemu połówka. To była ciężka wojna z tekstem. Niestety przegrałam. Twoje opisy dźgnęły mnie i już więcej nie wstałam. Tak w ogóle to czuje się jakbym w jakimś Hogwarcie była XD. A jak był jakiś tam inny korytarz i pojawiło się słowo, że uczniowie zniknęli to już kompletne zaskoczenie i mówię: o! Witamy w świecie Harrego Pottera. Ale jednak okazało się, że po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić, a korytarz podobno był normalny. Niczym jej nie zaskoczył, więc chyba mnie też nie powinien. Ale za psie gwiazdy nie wiem jak to wyglądało. Czytałam to 2 razy w końcu stwierdziłam, że idę dalej, bo spieszyło mi się, żeby w końcu oprowadzanie się skończyło. Opisy są dobre, oczywiście, ale nie w takich ilościach. Zero akcji i wydarzeń a sam wygląd wnętrz. Ola, ja to przeczytam i nie będę wiedzieć jak to stoi, bo po pierwsze zapomnę, a po drugie normalnie jak w kościele na kazaniu. Czasami ci powiem, że serio się starałam, ale mój mózg się tak lansował, że wzbrania się jak przed Sienkiewiczem. A tak szukałam od niego wytchnienia. No tak więc ci szczerze powiem, że 5 rozdział to niewypał. Chociaż na początku nie było opisów to przyczepię się do innej rzeczy. Mianowicie do kwestii: No, a tak w ogóle to moja mama utonęła wczoraj wieczorem, ale zapomina mi się o tym i wkurzam się na tate, że sobie gdzieś pojechał, a na mame mam wywalone. W ogóle nic smutku, rozpaczy, strachu. Coś tam było, że jej przykro ale to jest tak napisane, jakby zgubiła ulubioną bluzkę. Chociaż nie, ja się bardziej przejmuje jak mi kochana koszulka zginie. W 4 było w miare okej. Dało się jeszcze to obronić, bo coś tam było, jakoś jej się przykro zrobiło, ale też tego nie odczułam. Na wodzie natomiast ładnie wszystko poszło.
    Jak zawsze najpierw się poczepiam.
    Jeszcze miałam ci do zarzucenia, że masz same skrajności. Źli rodzice, wesoła, RUDA ekspedientka, drętwe towarzystwo i wg. Brak mi tu jakiejś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naturalności, czegoś pomiędzy. Oczywiście zapomnieliśmy o nierozumianej przez świat nastolatce, którą denerwuje powietrze, pyskuje na każde wypowiedziane słowo i ogólnie... Chociaż Ellen można jeszcze uratować, no bo wiadomo. zmarła jej siostra, więc przemiany w osobowości, dziecko zaraz popadnie w dragi, depresje itd., więc tu nic nie zarzucam. Na początku podobało mi się to, że irytował ją świat, pyskówki itd., ale gdy to jest non stop, cały czas, a ją denerwuje człowiek, jezioro, rodzice i wszystko co istnieje na tym worldzie, to już trochę za dużo. Przesyt. Mnie zaczyna denerwować ona.

      I jak zawsze: pomimo ganiącego komentarza, to 3,4 nie było takie złe, chodź trochę powiewało nudą. 5 tak, było źle, ale 3,4: spoko. Pyskówki są fajne, idą ci lekko i naturalnie oraz śmieszą. Podobał mi się pomysł, jak dać ksywkę. To wyszło ci świetnie z tym Jerrym, bo przezwisko ma swoją historię, wyszło przez przypadek i można wypominać. Pochwalę cię za to. Jestem ciekawa czy ci to wyszło przez przypadek.
      Kiedy chcesz być oryginalny w dzisiejszym świecie i stwierdzisz, że wymyślisz słowa, a potem powtarzasz: jestem genialny, bo spoko brzmi i tego nie ma, to albo wchodzisz w neta i to już jednak jest, albo wychodzisz do ludzi i oni wymyślają to samo… Najbardziej z moich wymyślonych imion podobało mi się Asha. Teraz nie jest już tylko moje *płacz, płacz, szloch, szloch*. I ja rozumiem, że jedno się powtórzy, ale 2? xD Dziś wymyśliłam sobie Prescota, ale jako imie. Okazało się, że istnieje takie nazwisko. Kojarzysz? No tak więc rzucam karierę kombinowania składania liter w nowe słowa, bo to bez sensu ;d. (żarcik i tak będę tworzyć buahaha).
      Gdy przeczytałam tego Ashrol czy jak on miał, to było takie “...”, ale widzę, że wykorzystałaś śmieszność tego imienia xD. Zaraz jak przeczytałam ten wątek, to zastanawiałam się czy ty mnie rozumiesz, bo kiedyś stworzyłam Felidrę, która brzmi jak ryba ;_; Też ją wyśmiałam, bo nic mi nie przyszło na myśl, a wyraz jest? Jest. No właśnie.
      Ogólnie zauważyłam, że w Oczach masz takie piękne opisy, które kocham, ale tutaj już nie. Tu wywalasz wszystko i zostawiasz tylko treść. Znaczy w Oczach nie walisz Sienkiewicza, ale opisy żyją same w sobie i ogólnie są boskie. Tu stawiasz na prostotę i dzięki temu się szybciej czyta, ale jeśli mam być szczera to ten blog zlewa się z identyczną masą. Jeśli miałabym go sobie przypomnieć na podstawie jak był napisany, a nie historii, to szczerze zgubiłby się gdzieś w otchłani “Jestem inna”.
      Tak jak ci pisałam w poprzednim komentarzu, lubię te gify. Najlepiej ci się udał ten w lesie. Zostawiam je sobie zawsze na koniec i staram się nie

      Usuń
  7. ogólnie są boskie. Tu stawiasz na prostotę i dzięki temu się szybciej czyta, ale jeśli mam być szczera to ten blog zlewa się z identyczną masą. Jeśli miałabym go sobie przypomnieć na podstawie jak był napisany, a nie historii, to szczerze zgubiłby się gdzieś w otchłani “Jestem inna”.
    Tak jak ci pisałam w poprzednim komentarzu, lubię te gify. Najlepiej ci się udał ten w lesie. Zostawiam je sobie zawsze na koniec i staram się nie am pojęcia czego mogę się spodziewać i czekam na to, aż się w końcu dowiem i będę sprawdzać czy miałam rację.
    A skoro przy moich teoriach jesteśmy, a mówiłaś, że je lubisz to ci mogę je popisać :D
    Ten cały Hogwart to tak naprawdę Hogwart i będą ją czyć jej zdolności czy pokazywać czym jest itd.
    Matka wcale nie utonęła, bo nie ma ciała. Porwał ją tamten kolo, którego widział ojciec, bo on go widział. Kolo chce zabić Ellen ale jeszcze nwm czemu.
    Ojciec wyjeżdża gdzieś, bo on gada z jakimiś ludźmi, którzy są właśnie ze świata, do którego należy Ellen.
    Rodzice wiedzą czym ona jest, ale dla jej dobra jej tego nie mówią.
    Ojciec wcale nie denerwuje się na córkę, ale on jest taki sam jak ona i boi się o nią. Chce żeby była bezpieczna i to dlatego tak się wkurza. Stara się jakoś coś zrobić.
    Oni wcale się nie wyprowadzili do pracy, ale muszą uciekać, bo coś ich ściga lub no po prostu nie mogli tam zostać dla dobra Ellen. A może po prostu ona miała trafić do tej szkoły.
    Ojciec chciał, żeby ona trafiła do internatu, bo tam będzie bezpieczna. Obronią ją nauczyciele, bo oni też są jacyś nadzwyczajni. Tak na marginesie ta kobieta przypomina mi profesor McGonagall.
    I tam wiele innych, ale ten komentarz i tak się zrobił przydługi xd Ja mam wiele pomysłów na wszystko.
    Lubię Asha, ale gdy piszesz Aha to się gubię i skapuję po jakimś czasie, że to Aha a nie Ash hahah.
    Czemu większość bohaterek nie lubi sukienek, obcasów i bycia dziewczyną? xd Albo właśnie, że są smutne, niedobre itd. To mnie zawsze zastanawia. I czemu one się potykają. Albo o konar, albo o chodnik. Ja rozumiem Belle ze zmierzchu, bo ona ma problem z koordynacją ruchową, ale o innych nic nie wiem :/ Dziwna sprawa.
    Dobra kończę, bo jeszcze chce coś obejrzeć a jak będę pisać dalej to nie zdążę xd.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podsumowanie: Rozdziały 3,4 nie były złe. Zawiewał nudą, ale chciało się je czytać, bo jakby mi się nie chciało to bym zostawiła w pizdu. Rozdział 5 mnie pokonał, mogę mieć problem żeby go nadrobić, ale wrócę, lecz pewnie znów po miesiącu czy dwóch, ja tak lubię. Dawaj mi tu szybko moje czary mary, czy tam woodu hodu, bo nie wiem co się może zdarzyć. Jak już powtarzałam, a powtórzę kolejny raz szablon jest świetny, kocham go. Dlatego też, że mogę dzięki niemu bez problemu czytać w nocy i oczy nie bolą. +++++

    Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że nie piszę ci słodkich komentarzy, a mówię jak myślę, ale jak to tłumaczyłam, moim zdaniem lepsze takie niż przekonywanie, że kropka na płótnie jest istnym talentem. Proszę cię, nie załamuj się, bo jest dobrze, tylko jak zwykle tak mi wyszło. Te gorsze odczucia pamiętam, a pochwały mi ulatują z głowy, chyba je będę zapisywać xd. Jeszcze wrócę, ale w terminie jak zawsze, czyli: jak mi się zachce ;)
    Jak czegoś nie rozumiesz w tym komentarzu to pisz, bo pisałam swoim myślowym językiem ;p
    Trzymaj się, gratuluje sesji oby do następnej :*
    (sorki za długość komentarza, ale piszę co pomyślę. Mruknij, a skrócę się do jednej strony. Znaczy byłby mniejszy, ale opisywałam 2,5 rozdziała.)


    opowiadanie kasyczi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suuuper, że jesteś. No i powiem tylko tyle, że no kocham Cię za wszystko, a szczególnie za te Twoje domysły! Większą liczbę moich komentarzy do Twojego komentarza masz na privie. Dzięki za krytykę, pistaram się poprawić i nie dołować Cię opisami na przyszłość. Buziole :*

      Usuń

© Halucynowaa | WS | X X X