— Na dzisiejszej lekcji, chciałbym, abyśmy zajęli się poezją.
Po klasie przechodzi donośny pomruk niezadowolenia. Moriarty
jednak całkiem go ignoruje.
— Będziemy rozmawiać na popularny temat. Świetnie się składa, że
mamy tak blisko siebie przykład poezji z nim związanej. Uwagę poświęcimy mało
znanej poetce z naszych okolic, która teraz miałaby już grubo ponad sto lat. —
Chichocze pod wąsami. — Otwórzcie podręczniki na stronie pięćdziesiątej, gdzie
znajdziecie kilka informacji na temat problematyki, którą dzisiaj będziemy
poruszać. — Nakazuje Moriarty i zaczyna rozdawać cieniutkie tomiki, w których
jest wiersz. Z wielką niechęcia chwytam książkę i brnę przez nią. Po
wczorajszej ucieczce z imprezy Asha, nie potrafię się na niczym skupić. Nic
mnie nie interesuje, oprócz dojścia do prawdy. Czytam notatkę w książce bez
zainteresowania.
— Ellen? — Słyszę swoje imię i od razu prostuję się na miejscu.
Patrzę na profesora. — Chciałbym, abyś przeczytała wiersz i podała nam swoją
interpretację.
Przełykam głośno ślinę. Co mam zrobić?! Przecież zielonego pojęcia
nie mam o interpretowaniu takich rzeczy! Autor może mieć na myśli wszystko…
Wzdycham ciężko i zwracam oczy na kartki przed sobą. Niech cię szlag, Moriarty!
Zło i dobro mijają nas
Podróż świata łzami
I jedno i drugie
Obecne…
Nasz świat tulą sami
Szukać ich — rzecz łatwa
Obejrzyj się!
W sobie zobaczysz je
Ukryte na dnie, prędzej
Później, ujawnią się
Zaryte ciemnością szpieguje
Zło
Wrzeszczy, wścieka, ryczy ciągle?
Na wierzch ciśnie cios?
Zaszkodzić pragnie Tobie?
Biel dostrzec prostotą
Dobro
Uśmiech, uścisk, dłoń?
Ciepło w zimie?
Czy zwalczy to zło?
Przyjaciel i wróg
Nie ma ucieczki bez odwrotu
Przebiega pod nogami czas
Jedna osoba, druga natura
Komu zaufać masz?
Kończę, wypuszczając z siebie powietrze. Moja recytacja na pewno
nie zasługuje na najwyższą ocenę. Teraz jeszcze gorsze zadanie przede mną...
Muszę wyjaśnić, o co chodzi. Już po mnie... Dobrze wiemy, że nie mam odpowiedzi
na ani jedno z pytań typu: "o co tutaj chodzi".
— Słuchamy cię, Ellen. — Przypomina nauczyciel, gdy po kilku
chwilach wciąż milczę.
— Otóż... Wiersz przedstawia... — Nawet nie wiem jak zacząć! —
Opowiada o... — Myśl, Ellen, myśl! — Dobru i złu?... — Moja odpowiedź brzmi,
niczym żałosne pytanie. Moriarty patrzy na mnie, jakby nie wiedział co ma
odpowiedzieć.
— Istotnie, dobro i zło są tutaj głównym tematem. Może coś więcej?
— Kręcę głową i jeszcze bardziej kulę się na swoim siedzeniu. — Czy ktoś ma
pomysły? — Pyta zrezygnowany Moriarty w kierunku klasy.
Oddycham głęboko. To oznacza, że już nie będzie wymagał ode mnie
odpowiedzi. Bardzo dobrze.
— Trevor?
Trevor? On tutaj jest? Dlaczego wcześniej go nie dostrzegłam?!
Obracam głowę tak szybko, że szyja mnie boli. Byłam praktycznie pewna, że nie
wchodził z nami do klasy. Faktycznie, siedzi w drugim końcu pomieszczenia.
— Wiersz mówi o tym, że w człowieku jest jednocześnie dobro i zło,
i że każdy może wybrać, czym się kieruje. — Patrzy mi prosto w oczy, jakby
chciał by te słowa do mnie szczególnie dotarły. Czuję dreszcz zimna, lodowy sztylet
właśnie wbija się w moje serce. — Podmiot opowiada o tym, że te twory toczą ze
sobą walkę wewnątrz człowieka. — Stuka się w pierś, jakby chciał to pokazać. —
Oba chcą być górą i przekonują nas, abyśmy właśnie wybrali konkretnie dobro lub
zło, ale to tylko nasza decyzja.
— Bardzo dobra interpretacja. Dziękuję ci, idealnie opisałeś to,
co chciałem, aby zostało powiedziane.
Odwracam głowę i ponownie siedzę prosto. Nie myślę nad słowami
wiersza, bo nie jest to teraz ważne… Trevor chciał, abym przeszła przez drzwi,
nalegał na to, przekonywał. Mówił, że to bardzo ważne... Ale dlaczego? Przecież
za nimi nic nie ma. Z drugiej strony Ash, który stanowczo nalega, bym tam nie
chodziła...
Od razu po dzwonku chcę opuścić klasę, aby zaczaić się na Trevora.
Może uzyskam jakieś odpowiedzi. Szybko zabieram książki i wciskam je pod pachę.
Muszę wyglądać jak tragarz, ale mało mnie to obchodzi. Już jestem przy drzwiach
do klasy, kiedy niestety coś mi przerywa…
— Panno Prescoth? Podejdź tutaj do mnie. — Słyszę pełen spokoju
głos Moriartego. Odwracam się, większość ludzi opuściła już pomieszczenie.
— Słucham, panie profesorze? — Jestem zirytowana. Wiem, że teraz
już trudno mi będzie znaleźć Trevora. Ponownie, niech cię szlag, Moriarty!
— Co się z tobą ostatnio dzieje? — Pyta z troską. Marszczę czoło.
— Nic, panie profesorze.
— Ostatnia bójka... teraz jesteś osowiała i zdekoncentrowana. Czy
masz jakieś problemy?
Na pewno nie będę się zwierzać Moriartemu z moich problemów!
— Może zgłosisz się do psychologa szkolnego? — Proponuje.
Klasyka...
— Nie, panie profesorze, czuję się świetnie. — Odpowiadam, siląc
się na uśmiech i mimowolnie odchylam lekko głowę, by dostrzec, czy przypadkiem
nie widać gdzieś Trevora. Dostrzegam gdzieś w tłumie jego jasne włosy. Moriarty
zdaje się to zauważać.
— Panno Prescoth. — Zawraca na siebie moją uwagę. — Proszę uważać
na pana Addingtona.
Marszczę brwi, a ton z jakim to mówi od razu rozpala we mnie
ciekawość.
— Co ma pan na myśli?
— Pan Addington jest bardzo wrażliwym młodzieńcem. Proszę, by pani
wzięła to pod swoją uwagę.
— Nie wiem, o czym pan profesor mówi. — Odpowiadam szczerze.
Moriarty uśmiecha się tylko porozumiewawczo, chociaż ja żadnego porozumienia
między nami nie dostrzegam.
— Zwróciłem uwagę, jak on na ciebie patrzy, Ellen. Wiem, co to oznacza.
Co ty wygadujesz, Moriarty? Przecież on mnie nienawidzi, jak pies
kota. Nie mam ochoty ciągnąć już tej "porozumiewawczej" rozmowy.
Odwracam się do wyjścia.
— A po za tym. — Woła za mną — Chciałbym porozmawiać z tobą o eseju,
który oddałaś niedawno.
Łapię powietrze w usta. No jasne! Kolejna pała i znowu wykład. Po
prostu wspaniale!
— Tak?
— Otóż… — Nie mogę rozszyfrować jego wyrazu twarzy, jest…
skupiony. — …Pomimo stanu w jakim oddałaś tę pracę, muszę stwierdzić, że jest
bardzo dobra. — Uśmiecha się pod wąsami. Marszczę czoło. Co? Byłam przygotowana
na silny ostrzał groźnych reprymend!
— Ale…
— …Oczywiście zasługuje na wysoką ocenę i taką ci wstawię, co do
tego nie ma wątpliwości. Jednak na przyszłość chciałabym, abyś przywiązała
większą uwagę do higieny pracy, dobrze?
Kiwam głową, bo na nic więcej mnie nie stać. To jest chyba jakieś
nieporozumienie... Chociaż nie mam nic przeciwko. Wychodzę z klasy i oddycham z
ulgą, na mojej twarzy pojawia się nawet nieznaczny uśmiech.
— Ellen? — Odwracam się na pięcie. Za mną, niczym drzewo wyrasta
Lane. Wspaniała opiekunka roku, którą widziałam do tej pory tylko kilka razy. —
Masz do odrobienia szlaban. Nikt nie zapomniał o twoim wybryku. W sobotę o
dziewiątej rano masz być przed głównym wejściem. Pamiętaj, że jesteś pod
obserwacją.
To nie brzmi dobrze. Czyżbym już była kryminalistką?
Narobiłam sobie tyle kłopotów… Teraz wszyscy nauczyciele mają na
mnie oko przez te całe zamieszanie. Ja naprawdę nie wiem, co we mnie wtedy
wstąpiło. Przecież na co dzień taka nie jestem... Chociaż i tak dziwi mnie
fakt, że pozwolili mi odrobić szlaban dopiero po tygodniu od bójki. Myślę, że
to też dlatego, że hrabianki wyszły ze sprawy tylko z kilkoma siniakami. Mimo
mojej wielkiej żądzy, nie posiadam wiele siły na szczęście.
Mam teraz na głowie większe rzeczy, niż szlaban. Moje myśli
pośrednio kręcą się wokół Trevora, drzwi w ruinach, do tego jeszcze mama, szkoła.
No i Ash... Zastanawiam się, czy z jego zmysłami jest wszystko w porządku. Na
imprezie, cztery dni temu, rozprawiał o drzwiach i przekaźniku. Wyglądał, jakby
urwał się z Matrixa. W gruncie rzeczy nic mi nie wyjaśnił. I jego kuzyn, ten
cały Lewa. Oni obaj mają na pieńku, tylko dlaczego jestem głównym przedmiotem
ich sporu? Z ich rozmowy wynikało, że Lewal Welstor mnie śledził. Czyżby to
właśnie on był owym czmychającym cieniem, który widuję od dawna? Jakby tego
było mało, nie mam nawet okazji wyjaśnić całej sytuacji z przyjacielem. Od
tamtej nocy nie widziałam Asha. Rowley zapadł się pod ziemię... Nie odbiera
moich telefonów, nie ma go w pokoju. Jedynie Victor pod wielką presją, wyjawił
mi, że Ash musiał wyjechać w sprawach rodzinnych. Szkoda tylko, że mnie nie
uprzedził... Wszystko wygląda jakby mnie unikał.
Ruszam w kierunku stromej klatki schodowej. Marzę, by w końcu
wyjść z tej szkoły, położyć się w swoim łóżku i modlić się, by Ash porozumiał
się ze mną telepatycznie i po postu wpadł z wizytą. Chociaż wiem, że jest to
mało prawdopodobne.
Korytarz wydaje się całkiem pusty, słyszę, jak moje buty szurają o
podłogę. Skręcam w prawo. Za rogiem widzę kogoś zakrytego drzwiami od sali.
Podchodzę bliżej.
— Trevor? — Pytam i pukam lekko w drewno przed sobą. Wiem, że ten
facet ma do mnie awersję, więc spodziewam się każdej reakcji z jego strony. Drzwi
się zamykają z trzaskiem, jakby Trevor bał się, że zajrzę do środka. On sam
odwraca się do mnie, czuję, że niebieskie oczy chcą mnie zamrozić.
— Masz chwilę? — Pytam łagodnie, bo on najwyraźniej nie chce się
odezwać pierwszy.
— Zejdź mi z oczu. — Warczy i szybko zaczyna się oddalać. O nie!
Nie przepuszczę znów takiej okazji. Nadszedł dzień odpowiedzi!
— Trevor, poczekaj! — Wołam za nim, biegnąc szybko. Łapię go za
łokieć i odwracam w swoją stronę. — Ty możesz mnie nachodzić, a ja nie? To
chyba nie fair. Posłuchaj… O co chodzi z ruinami? Kim był człowiek na
dziedzińcu? Nic nie rozumiem, musisz mi to wyjaśnić! — Domagam się.
— Nic nie muszę wyjaśniać. — Syczy. — Powiedziałem ci dokładnie,
co masz zrobić. Czego tutaj nie rozumiesz? — Jest naprawdę wkurzony.
— Spotkaj się ze mną o czwartej na dziedzińcu. Błagam cię! — Staram
się zrobić minę niewiniątka, która zawsze działała na mamę, gdy byłam mała. —
Nawet nie masz pojęcia, ile mam problemów na głowie i nic z tego nie rozumiem!
Błagam, tylko mi wyjaśnij, nie chcę nic więcej.
Przez cały czas patrzy w dal, jakby kalkulował w głowie za i
przeciw. Odwraca się jednak bez słowa i idzie przed siebie.
— Otworzyłam je! — Krzyczę za nim desperacko. To jedyny sposób, by
go zatrzymać. — Tam jest pusto!
Trevor zatrzymuje się, widzę jak mięśnie jego pleców napinają się
zaskakująco mocno.
— O czwartej. — Rzuca, nie odwracając się i odchodzi. Czuję ulgę i
ponowną nadzieję, że może wytłumaczy mi chociaż część tego bałaganu. To
wszystko robi się już nieznośne! Skręcam szybko na schody i zbiegam na dół. Chcę
się znaleźć już w pokoju i na spokojnie przemyśleć wszystko, by poruszyć w
rozmowie z Trevorem to, czego chcę się dowiedzieć. Patrzę w niebo i widzę nad
sobą kłębowisko ciemnych chmur. Będzie padać.
~*~
O umówionej godzinie opieram się o jeden z filarów i czekam na
Trevora. Spóźnia się już dziesięć minut i powiem szczerze, że nie jest miło
stać na chłodnym powietrzu.. Czuję, że moje ciało drży z zimna. Nic jednak dziś
mnie nie powstrzyma, by poznać prawdę.
Piętnaście po czwartej widzę, że wychodzi zza rogu. Trevor jest
ubrany w czarną bluzę z kapturem, dzięki której na pewno nie jest mu zimno, tak
jak mi.
— W końcu jesteś… — Wzdycham zirytowana, gdy zjawia się przy mnie.
— Chyba nie bardzo szanujesz czas, co?
Ignoruje moje słowa szybko mnie mija. Cóż za dżentelmen… Przystaje
w dość dużej wnęce w ścianie, lecz nadal nie zdejmuje kaptura. Przechodzi mi
przez myśl, że minął mnie właśnie ktoś podobny? To niemożliwe. Podchodzę do
niego.
— Proszę, dlaczego tak ci zależało na tych drzwiach? Dokąd miały
mnie zaprowadzić?
Milczy, a ja czuję się coraz mniej pewnie. Mam wrażenie, że mijają
całe godziny. On tylko wodzi wzrokiem po otoczeniu, jakby obawiał się, że zaraz
ktoś nas nakryje.
— Te drzwi... — Odzywa się nagle. — To portal. Musisz go przejść dla dobra nas
wszystkich. Musisz tam wrócić. — Odzywa się bardzo cicho. Ma zaciśnięte zęby,
jakby nie mógł swobodnie mówić.
Zaskakują mnie te słowa. On mówi całkiem poważnie. To nie brzmi
już, jak bajeczka dla dzieci. Trevor jest śmiertelnie pewny tych słów.
— Co przez to rozumiesz?
— To, co słyszysz. — Warczy. Jeśli nasza rozmowa ma zawsze tak
wyglądać, to nie wiem, czy jest sens ją prowadzić. — Słuchaj… — Nachyla się
nagle w moją stronę, a jego jasna grzywka wysypuje się z pod kaptura. — …To nie
jest dobre miejsce na tę rozmowę. Chodźmy. — Rzuca krótko i rusza z miejsca.
Jestem zdezorientowana. Biegnę za nim, ponieważ szybko się ode mnie oddala,
kieruje się do niewielkiej bramy, która jest bocznym wejściem do szkoły.
Jesteśmy teraz na otwartej przestrzeni, przed budynkiem.
— Dlaczego tam jest złe miejsce? Przecież leje jak z cebra!
Trevor! — Wołam za nim, ale ten wciąż się oddala w kierunku drzew, więc biegnę
dalej. Idzie szybko, muszę się starać, by dotrzymać mu kroku. Kierujemy się w
kierunku lasu, gdzie niedawno miała miejsce impreza. Teraz cała okolica tonie w
szarościach październikowego deszczu. Trevor staje w końcu pod jednym z
oddalonych dębów i odwraca się twarzą do mnie. Ja także staję obok i pocieram
dłońmi ramiona. Jestem pewna, że po tych ekscesach będę miała zapalenie płuc.
Chłopak rozgląda się czujnie na boki. Razem milczymy i rozumiem, że to ja mam
zacząć pierwsza.
— A więc, czy to dobre miejsce na rozmowę?
Mam wrażenie, że zamarzam.
Nie czuję już nawet palców u stóp. Przemoczone włosy przylepiają mi się do
twarzy. Trevor mi nie odpowiada. Nie wiem, na co czeka.
— Czy w końcu powiesz mi
cokolwiek, czego jeszcze nie wiem? — Pytam, czując wielkie rozdrażnienie.
— Drzwi prowadzą do twojego świata, tam gdzie powinnaś zgnić na
zawsze. — Syczy z nienawiścią, aż czuję ciarki na plecach.
— To już coś nowego… — Szepczę do siebie. Mam dość jego
zachowania. — Słuchaj. Nie mam pojęcia za kogo mnie uważasz, czy za Ivaso, czy
za coś innego. Ja nie wiem, o co w tym chodzi. Naprawdę, mam dosyć tajemnic! I
przestań w końcu zachowywać się w ten sposób! Nic ci przecież nie zrobiłam! —
Czuję, że głos wzrasta mi o oktawę z każdym wypowiedzianym zdaniem. To za wiele
emocji. Oczy zachodzą mi łzami. Trevor podnosi na mnie wzrok, wydaje się być
zdziwiony. Czyżby w końcu przekonał się, że na prawdę żyję w wielkiej zagadce? —
Nie wiem, kim jest Ivaso i dlaczego ma to związek ze mną! Może po prostu
wszyscy się pomyliliście? — Jęczę z nadzieją. Spodziewam się, że wspomnienie o
Ivaso go zainteresuje. Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy te sprawy się
ze sobą łączą i mam rację.
— Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? — Pyta zupełnie innym głosem,
niż ten warkot, który mi okazuje zazwyczaj. Jest teraz łagodny. Marszczy czoło
i teraz on chyba też nie rozumie, co się dookoła dzieje.
— Przecież to właśnie próbuję ci powiedzieć przez cały czas! — Jęczę
bezsilna. Patrzy na mnie zmrużonymi oczami, jakby sprawdzał, czy na pewno mówię
prawdę. Milczy, a ja zaczynam trząść się z zimna. Jestem cała morka i
mimowolnie moja dolna warga zaczyna drgać do nieznanego mi rytmu. Mijają
minuty.
— Skąd mam wiedzieć, czy nie kłamiesz? — Pyta podejrzliwie.
— Czy tak wygląd ktoś, kto knuje jakieś intrygi? — Prycham, czując
zimno na całym ciele.
— Zdziwiłabyś się... — Szepcze i ponownie mierzy mnie wzrokiem.
Nie ufa mi. — Przepraszam, ale nie jestem w stanie przetrawić tej informacji. —
Mówi i odwraca wzrok. Marszczę czoło.
— Niby dlaczego?
— Przez ten cały czas… Myślałem, że tylko grasz, myślałem, że to
dla twojej zabawy. Uwierzyłem, że próbujesz nas wszystkich omamić. Nie chciałem
zaufać Jules… — Mówi niewyraźnymi urywkami.
— Nie rozumiem.
— Wiem...
Czuję, że grunt ucieka mi pod nogami.
— Co ja ci złego zrobiłam? — Pytam patrząc mu w oczy, ale on jest
gdzieś daleko myślami. Nie patrzy na mnie i mam wrażenie, że przeżywa coś na
nowo. Coś złego. Mówił o nieznanej mi osobie, a wychodzi na to, że jednak ja
nią jestem.
— Przepraszam cię, ale nie mogę tego wytłumaczyć… To nie jest moja
część zadania. Nikt nie przewidział takiego obrotu sprawy. — Spogląda mi nagle prosto w oczy. Jego
tęczówki wydają się być ze srebra. — Muszę zawiadomić kogo trzeba. Przeczytaj
historię miasta, może tam znajdziesz coś więcej. — Jego twarz się zmienia, z powrotem staje się
kamienna i odległa. Nie widzę już dziwnego smutku, teraz Trevor znów naciąga maskę
obojętności. Gdzieś w zaroślach słyszę niepokojący szelest i szybko odwracam
się na moment. Jakiś ledwo widoczny cień przemyka mi przed oczami.
— Widziałeś to? — Obracam się do Trevora, jednak jego już nie ma.
Jakby wsiąknął w ziemię wraz z jesiennym deszczem.
Jestem sama.
Dzisiaj trochę mniej akcji, ale czasem trzeba zwolnić.
Piszcie, co sądzicie. :)
Rozdział jest wspaniały. Trevor nieco przeraża swoją tajemniczością i tymi nagłymi atakami nienawiści. Biedna Ellen. Nadal nie wie o co wszystkim chodzi i czemu zachowują się tak jakby zrobiła im coś niewiarygodnie złego. To musi ją dezorientować.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej wyjaśnień. Pozdrawiam.
Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ją to dezorientuje. Dzięki za bycie tak sumienną czytelniczką! :) pozdrawiam!
UsuńEch, przez ciebie cała niedziela mi uciekła. Bo siedziałam i czytałam :)
OdpowiedzUsuńMuszę ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się ta historia. Zazwyczaj opowiadania pisane z punktu widzenia bohatera w ogóle do mnie nie przemawiają. Wiesz jak to jest, przeważnie z automatu napisane są tak, jakby to pisał pięciolatek z dysleksją. A tutaj miłe zaskoczenie. Masz bardzo lekki styl i piszesz poprawnie, co jest bardzo na plus. Zdarzają się literówki i takie tam, ale żadnej tragedii. Sama popełniam gorsze błędy, więc co ja ci będę ględzić ;)
Będę tu wracać, dodaję do obserwowanych i wrzucam link na swojego bloga, jeśli nie masz nic przeciwko. Nie przysporzy ci to popularności, bo moich wypocin nikt nie czyta, ale tak dla zasady :D
Pozdrawiam
Nieznajoma.
Bardzo się cieszę, że jesteś i witam! Super, że opowieść Ci się spodobała i chyba nie będę przepraszać za Twój spędzony czas, haha :D Buziole xx
UsuńWitaj! Jestem zachwycona twoim opowiadaniem. Pierwszy raz spotkałam się z kimś, kto porusza się w takiej tematyce i stworzył główną bohaterkę, którą się kocha, a nie nienawidzi! Na pewno zostanę na dłużej.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mojego bloga, na którym dodałam zakładkę z linkiem do twojego opowiadania:
http://preludiumofwyverntrylogy.blogspot.com/
Witam na blogu! Bardzo się cieszę, że tak fajnie odbierasz Ellen. Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz. :)
UsuńBuziole xx
Hej,
OdpowiedzUsuńzaprosiłaś mnie na swojego bloga i oto jestem :3 Trochę czasu minęło od Twojego zaproszenia, ale dopiero teraz znalazłam czas, żeby się z nim zapoznać.
Rozdział mi się podobał. Masz bogate słownictwo i lekki sposób pisania, dlatego sprawnie przeczytałam rozdział. Powiem szczerze, że zaintrygowała mnie ta historia...
Pozdrawiam! :)
http://jedno-party-by-bunko.blogspot.com/
Hej, kiedy będą kolejne rozdziały? Bo strasznie mnie wciągnęło... :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam bloga dzisiaj i połknęłam w całości :)
OdpowiedzUsuńZapytańko mam kiedy next? bo po przeczytaniu chcę tylko więcej i więcej!
Podoba mi się sposób pisania, jest taki wciągający
I ta cała tajemniczość jest mega intrygująca.
Lubię Trevora, to mój ulubiony bohater. Jest super!
Pozdrawiam
http://youarebemynumberone.blogspot.com/