Jest sobota. Dzień teoretycznie wolny od
nauki, szkoły, irytujących ludzi pokroju Jules Addington, czy Liv Coldridge.
Jednak dzisiaj jest inaczej. Muszę odrobić przeklęty szlaban. Stoję więc przed
szkołą pośród grupki najgorszych uczniów Redbricks. Dochodzi właśnie dziewiąta
rano, a ja wprost trzęsę się z zimna, nawet moja ciepła skórzana kurtka mi nie
pomaga. W nocy nawiedziła nas niezła wichura. Internat najwyraźniej nie jest
uszczelniony dostatecznie i zimny wiatr wdziera się przez stare ściany. Po
korytarzach urządza sobie wręcz wyścigi, trzaska drzwiami i okiennicami. Nie muszę
oczywiście dodawać, że jestem chora i nawet spodziewam się lada chwila
gorączki. Wszystko przez tą przeklętą rozmowę z Trevorem. Mimo wszystko za
kilka minut zaczynam szlaban.
— Witam serdecznie was wszystkich —
słyszę entuzjastyczny głos pani Coleman, nauczycielki francuskiego, na który na
szczęście nie muszę chodzić. Rozglądam się dookoła i wygląda na to, że wszyscy
są w takim samym nastroju jak ja. Nienawidzą świata, bo muszę odwalać jakąś
robotę w sobotni poranek. Jak to mówią? Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz? Nie
widzę żadnej znajomej twarzy wśród uczniów. Jestem z tego zadowolona, nikt nie
będzie miał pretekstu do jakichkolwiek plotek. W końcu każdy tutaj to jakiegoś
rodzaju "kryminalista". Musimy mieć do siebie dystans. Rozglądam się
na boki, otaczają mnie sami obkolczykowani ludzie.
— Nie wątpię, że wiecie, dlaczego się
tutaj znaleźliście i mam nadzieję, że ta kara was czegoś nauczy — mówi Coleman,
ale słyszę w jej głosie nutkę powątpiewania. Pewnie nie pierwszy raz widzi
większość z uczniów, którzy stoją przy mnie. — Teraz chciałabym przeczytać
listę obecności, aby sprawdzić, czy wszyscy się stawili.
Mam nadzieje, że nie będzie przez cały
dzień dokładnie opisywać tego, co ma zaraz zrobić. Nauczycielka wyjmuje papiery
i zaczyna wyczytywać alfabetycznie nazwiska. Nie ma tylko jednej osoby, co na
moje oko i tak jest dobrym wynikiem. Czekam na swoje nazwisko.
— Panna Addington?
Czuję, jakby ktoś właśnie uderzył mnie w
twarz. Co Jules znów nawyprawiała, że zasłużyła na szlaban? Musze się bardzo
starać, by zgasić w sobie chęć rozejrzenia się po otaczających mnie twarzach.
Cisza.
— Jestem już, jestem!
Słyszę nagłe nawoływanie i widzę, że
drobna blondynka przeciska się między ludźmi, by pokazać się nauczycielce. Oczy
mnie nie mylą. Jules stoi przede mną, jak żywa i dyszy teraz jakby przebiegła
maraton. Na początku mam zdziwioną minę, jakbym niedowierzała, że to naprawdę
ona. Potem jednak przybieram ponownie obojętną twarz. Nie obchodzi mnie, że Jules
ma szlaban w tym samym momencie, co ja. Po co mam sobie tym zawracać głowę? Już
przekonałam się, jaką jest osobą, więc nie powinno mnie to dziwić, że znów
wpakowała się w jakieś bagno. Na szczęście mnie to już nie dotyczy. Odsuwam się
na koniec zgromadzenia, aby ta blond włosa żmija mnie nie zauważyła. Nie mam
ochoty na rozmowę z nią.
Coleman szybko czyta listę do końca i
prowadzi nas przez główny hol, a potem po schodach do auli. Słyszę w jej
głosie, że jest niesamowicie pobudzona, gdy mówi o jesiennej potańcówce,
odbywającym się pod koniec października. Jest to zwykła, legalna i nudna
dyskoteka, a nauczycielka wypowiada się o niej, jakby był to, co najmniej
królewski bal debiutantów. Wchodzimy do okrągłej auli i moim oczom ukazuje się
ogromny rozgardiasz. Wszędzie walają się kartony i różne inne rzeczy w postaci
kolorowych papierów. Nie dostrzegam nawet już rzędów kinowych krzeseł, bo
wszędzie rozłożone są materiały, tiule i inne dekoracje. Kilkoro uczniów z
uśmiechami na ustach montują na suficie misternie wykonane klosze. Inni powoli
zabierają się do demontażu siedzeń. Boję się myśleć, jak ta aula będzie
wyglądać w dzień "imprezy".
— To jest nasza załoga z komitetu
uczniowskiego. Oni zaraz rozdzielą między was zadania, które będziecie musieli
wykonywać do końca szlabanu.
Wzdycham zniechęcona. Miejmy to już za
sobą…
— Cześć i czołem, jestem Ally — odzywa
się słodkim głosem jakaś dziewczyna o miodowych włosach i pulchnej twarzyczce
wymalowanej niezliczoną ilością warstw fluidu. Uśmiecha się do nas w specyficzny
sposób. Od większej ilości cukru dostałabym chyba cukrzycy. — Bal jesienny w Redbricks,
to coroczna tradycja — zaczyna oficjalnym tonem. Po pierwsze, to potańcówka, a
nie bal... Zachowuję te poprawki jednak dla siebie i wzdycham tylko teatralnie.
— Za dwa tygodnie wszystko musi już być gotowe, więc bierzmy się do roboty! —
śpiewa dźwięcznie, a ja przewracam oczami.
Ląduję przy scenografii i z pędzlem w
dłoni muszę malować gigantyczny karton na zgniły pomarańcz. To i tak nie najgorzej,
bo jeden z chłopaków musi pracować na dźwigu przy samym suficie. Chyba bym tam
zgłupiała z moim lękiem wysokości. Praca nawet szybko idzie, jednak po dwóch
godzinach marzę o odpoczynku. Jestem głodna, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Przerwa jest zwołana o jedenastej i ochoczo kieruję się do kantyny. Biorę
ulubiony gulasz mięsny i zaszywam się tuż pod oknami w odległym koncie
pomieszczenia, aby spokojnie delektować się jedzeniem.
— Hej, Ellen… — słyszę za plecami
znajomy głos i od razu zaciskam dłonie w pięści. — …możemy pogadać?
— Nie, nie możemy — mówię ostro, nie
odwracając się do Jules.
— Proszę cię, musimy sobie coś wyjaśnić
— przekonuje i bez pytania, siada naprzeciw mnie. Jestem zmuszona, aby na nią
spojrzeć. Dziwię się, widząc w jej spojrzeniu ciepło. Nie wiem, czy
kiedykolwiek wcześniej coś takiego widziałam… To chyba sprawia, że mój gniew na
chwilę się chowa.
— Wyjaśnić? — dziwę się. — Przecież
wygadałaś Liv i Monette moje sekrety, co tutaj wyjaśniać?
O dziwo, jestem bardzo spokojna.
— A ja zaklinałam, że nie mam z tym nic
wspólnego — odpowiada i uśmiecha się lekko. Patrzę na nią z pode łba. Co
prawda, to prawda. Jules zaprzeczała moim oskarżeniom.
— Ale przecież tylko ty wiedziałaś o
tym, że mama zaginęła! — Jules spuszcza głowę, milczy. — Tylko ty, prawda? —
pytam niepewnie.
— Posłuchaj, Ellen… — zaczyna poważnym
głosem. — Tutaj... — Pokazuje ręką dookoła. — ...Dzieje się o wiele więcej
rzeczy na raz, niż możesz sobie wyobrazić. Nie sądziłam, że to wszystko się tak
potoczy — ciągnie, niepewnie zerkając na mnie.
— To znaczy?
Do czego ona dąży?
— To mój brat... — mówi w końcu. —
Chciał ci zrobić na złość... Musiał w jakiś sposób podsłuchać naszą rozmowę w
kawiarni — wyjaśnia i podnosi wyżej głowę, aby na mnie spojrzeć. W jej oczach
widzę żal. — Przepraszam cię za niego, nie wiedziałam, że mógłby to
wykorzystać...
— Dlaczego mi tego nie powiedziałaś
wcześniej?
— Byłaś strasznie zdenerwowana, nie
chciałam podsycać twojego gniewu, bo to się zawsze źle kończy… — odpowiada
przepraszająco. Jej słowa brzmią dziwnie, czyżby nawiązywała do bójki?
Zapada cisza.
Jestem wściekła na Trevora, ale mogłam
się tego po nim spodziewać. Nie pała do mnie sympatią i chciał mi zrobić na
złość rozpuszczając plotki. To do niego podobne... I faktycznie, on był obecny
w lokalu, gdy opowiadałam Jules o wszystkim. Czemu od razu na to nie wpadłam?
— Ale mam dla ciebie dobre wieści — mówi
Jules.
— To znaczy? — Wątpię, że będą to dobre
wieści...
— Liv i Monette przenoszą się do innej
szkoły i nie złożą żadnych zarzutów. Wtedy wyszłyby na jaw ich własne występki.
— Faktycznie to dobre wiadomości —
przyznaję. Jules wzdycha ciężko i patrzy na spływające po szybie krople
deszczu.
— Niedługo będzie po wszystkim, musisz
tylko trzymać się blisko mnie. Zaufaj mi, proszę cię — mówi niemalże błagalnym
głosem i z nostalgicznym uśmiechem ściska moją dłoń, która leży na blacie.
Jestem zdezorientowana jej zachowaniem. Przeżywam też dziwne uczucie. Dokładnie
takie same słowa usłyszałam od Rowleya tamtej nocy na imprezie. A teraz, co?
Zapadł się pod ziemię i od tygodnia nie ma z nim kontaktu...
~*~
Pracę kończymy równo o trzeciej i muszę
przyznać, że szkołę opuszczam w o wiele lepszym nastroju, niż gdy rano do niej
wchodziłam. W końcu nie mam w sobie złości, która od kilku dni czaiła się
gdzieś we mnie. Razem z Jules postanawiamy wyjść i w końcu odwiedzić jedyne
miejsce w wiosce niedaleko Redbricks, gdzie podają jakiś fast-food. Chcemy
najeść się porządnie i przy porozmawiać. Po wyjaśnieniu problemu czuję się
lepiej. Nie lubię się kłócić, choć przyznam, że czasem sama to inicjuję. Najgorszą
rzeczą, jaką człowiek może zrobić, to tworzenie sobie wrogów z dawnych
przyjaciół. Dobrze, że Jules poznała prawdę i się nią ze mną podzieliła. Jednak
mimo wszystko, mam zamiar być bardziej czujna względem blondynki.
W lokalu panuje typowo spelunowa
atmosfera. Przestrzeń jest jakby zamglona przez kurz, a w powietrzu unosi się
odór spalonego tłuszczu i piwa. Nie przeszkadza nam to jednak. Zajmujemy
miejsce na samym końcu i zamawiamy dwa zestawy klasyczne.
— Jules?
— Hmm? — spogląda na mnie.
— Dlaczego miałaś szlaban? — pytam
zaciekawiona.
— Za takie głupstwo, nie chcesz tego
słuchać… — macha ręką.
— Mów!
— Amatorskie ściąganie na matematyce… Nic
takiego — wyjaśnia i nagle dźwięczy jej telefon. Musiała dostać jakąś bardzo
interesującą wiadomość, bo długo ją czyta, a następnie zastanawia się, co
odpisać. Widzę na jej twarzy niepewność i mam wrażenie, że podejrzanie zerka na
mnie, gdy odwracam wzrok. W tym samym czasie przychodzi nasze zamówienie.
— Jules, odłóż ten telefon i jedz —
mówię udając matczyny ton. Ona tylko spogląda na mnie i podnosi kąciki ust. Coś
jest nie tak… Jemy w milczeniu. Mam wrażenie, że Jules mnie obserwuje, boi się,
że zaraz jej coś zrobię. Przecież jestem w dobrym nastroju, wszystko sobie
wyjaśniłyśmy, a problemów już nie ma, więc w czym rzecz?
— Ale się najadłam… — mówię zadowolona,
czując zapełniony żołądek. Zbieram do kupy wszystkie papiery po frytkach i
burgerze.
— Idę do łazienki, zaraz wracam — rzuca
Jules i znika.
Siedzę i gapię się w telewizor na drugim
końcu sali. Nagle telefon Jules znowu dźwięczy. Dostała kolejną wiadomość.
Spoglądam w kierunku komórki, która wystaje z jej torby. Bardzo mnie korci, aby
zerknąć. Przecież to nie jest przestępstwo… Czego Jules nie zobaczy, to ją nie
zaboli. Rozglądam się szybko i jednym ruchem chwytam telefon.
"Spotkajmy się przy
bramie, obok dziedzińca za pół godziny. Mam dla ciebie przesyłkę z góry. Musisz
ją dostarczyć do biura w ciągu dwóch godzin."
Dziwne… Wiadomość nie jest podpisana,
numeru także nie ma w spisie kontaktów. Może znalazła sobie jakąś pracę? Szybko
przeskakuję, aby zobaczyć poprzednią wiadomość, nad którą Jules tak bardzo się
zastanawiała.
"Mam nowe informacje
dotyczące Anny. Szpieg zwąchał coś, co cię zainteresuje. Przejdź do ostatniego
etapu przygotowań."
Wiadomość pochodzi od innego numeru,
więc pewnie też od innej osoby. Wszystko to jest podejrzane. Nie mogę tego
ogarnąć! Czuję niepokój, widząc imię takie same, jak mojej mamy. Czy istnieje prawdopodobieństwo,
że chodzi właśnie o nią? Nie... Przecież to nie ma sensu. Jules nawet jej nie
poznała. Znów przypominam sobie, że moje śledztwo tak naprawdę nie istnieje i z
bólem muszę przyznać, że po prostu nie mam na nie czasu.
Odczytuję odpowiedź Jules.
"Przyjęłam. Spotkajmy
się w ruinach o północy."
Marszczę czoło, widząc jej słowa. Ruiny?
Czyżby mówiła o miejscu, które pokazał mi Rowley? Dlaczego wszystko jest tak
bardzo pogmatwane i trudne? Mam wrażenie, że jestem częścią filmu, bohaterem,
który jest największą sierotą w całej obsadzie. Odkładam szybko telefon w
obawie, że Jules mnie nakryje. Muszę się dowiedzieć, o co chodzi! Do głowy
przychodzi mi świetny pomysł.
— Możemy wychodzić? — pytam
entuzjastycznie w kierunku blondynki, kiedy już jest obok mnie.
— Tak, jasne — odpowiada rozkojarzona.
Obie zbieramy się i wychodzimy na zewnątrz, a zimne powietrze owiewa nasze
twarze. Otulam się bardziej skurzaną kurtką.
— Masz ochotę jeszcze gdzieś iść? —
pytam, mając nadzieję, że jeszcze mnie nie spławi. Ona zaprzecza tylko gestem i
udajemy się w drogę powrotną do Redbricks. Nie mija cała godzina, a już
jesteśmy u wzgórza, na którym stoi szkoła. Jules dotychczas bardzo ożywiona
rozmową, nagle staje się przygaszona.
— Wiesz, Ellen… — zaczyna, ale od razu
się zacina. Z jej twarzy wynika, że nad czymś myśli. — …w sumie to możesz już iść
do internatu. Muszę spotkać się z Trevorem przy dziedzińcu — wyjaśnia z
uśmiechem.
— Nie ma sprawy — odpowiadam
entuzjastycznie.
Czyli że pierwsza wiadomość była od
brata? Dlaczego nie zapisała go w kontaktach? Przechodzi mnie niepokojący
dreszcz, który zawsze wróży coś niedobrego. Jednak mam już plan. Blondynka żegna
się ze mną i szybko oddala się w stronę bocznej bramy, tej przy dziedzińcu.
Upewniwszy się, że mnie już nie widzi. Puszczam się biegiem do głównego
wejścia. Muszę być na dziedzińcu przed nią, inaczej niczego się nie dowiem.
Ścieram dłonią pot z czoła i biegnę dalej przez szkolne korytarze. Nareszcie
jestem an miejscu. Chowam sie w zaroślach niedaleko bramy. Widzę, że Trevor już
stoi i czeka na siostrę. Jest na tyle blisko, że słyszę jego odchrząknięcie,
gdy nadchodzi Jules.
— Witaj — odzywa się dziewczyna oficjalnym
tonem. Obserwuję rodzeństwo. Są naprawdę do siebie podobni; mają te same oczy i
kolor włosów.
— Tutaj masz wszystko. — Trevor rozgląda
się dookoła czujnie. — I… wiesz co masz
dalej robić. — Przekazuje Jules coś, co wygląda jak mały pakunek. Następnie Jules
coś mu tłumaczy. Mina Trevora w pewnej chwili zdradzają niedowierzanie.
Odpowiada coś z ożywieniem i na koniec przesyła jej uśmiech. To chyba pierwszy raz,
kiedy widzę jak się uśmiecha, wygląda o wiele bardziej dostępnie. Ona odpowiada
tym samy i odprowadza brata wzrokiem, również ja obserwuję oddalające się plecy
Trevora.
~*~
Całe po południe spędzam w pokoju,
gapiąc się w okno, wypatrując niewiadomo czego. Zastanawiam się nad sytuacją
Jules i analizuję wszystko, co widziałam, czytałam i słyszałam. Dochodzę tylko
do jednego winsoku... Żyję wśród ludzi obłąkanych.
Dochodzi w pół do dwunastej, a ja tkwię
między zaroślami. Sobota wieczór, to wymarzony czas na śledzenie koleżanki. Może
to ja jestem jednak obłąkana? Coraz bardziej uświadamiam sobie, że moje życie
jest patologią. Mimo tego, że przed wyjściem zakładam suche ubrania, to one i
tak jest już mokre przez kropiący wciąż deszcz. Trzęsę się z zimna oparta o
pień. Spoglądam przelotnie na zegarek. W oczekiwaniu, zaczynam mazać patykiem
po błotnistej kałuży i właśnie wtedy wybija dwunasta w nocy. Podnoszę szybko
wzrok i widzę, że niedaleko mnie, przez krzaki przedziera się Jules. Dziewczyna
jest niemalże bezszelestna. Czujnie obserwuję, gdy zbliża się do ruin i za
chwilę schodzi na dół. To moja jedyna szansa. Muszę zobaczyć, co ona knuje.
Omiótłszy okolicę, wychodzę z kryjówki i
przechodzę w inne miejsce. Mam teraz lepszy widok na wejście do piwnicy. Widzę
nawet skrawek drzwi i nogi Jules. Muszę być bliżej, by coś konkretnego zobaczyć.
Co ona kombinuje? Podchodzę o kolejne kilka kroków i teraz idealnie wszystko
dostrzegam. Blondynka stoi naprzeciw drzwi. Zaraz, zaraz... Czyżby tak to
właśnie wyglądało z daleka? Czy gdy ja byłam w ich pobliżu, te drewno tak się
jarzyło? Nie przypominam sobie tego. Jednak wzrok mnie nie myli. Faktycznie
drzwi świecą się żółtym blaskiem, który niemalże pochłania Jules. Przecieram
oczy ze zdumienia. Dziewczyna jednak stoi pewnie. Widzę, że teraz wyciąga coś z
kieszeni, jakiś wisior. Trzyma go w ręku i wykonuje kilka ruchów dłonią. Coś
zaczyna się dziać.
Nagle widzę oślepiający blask.
Przystawiam dłoń do oczu. Jules pociąga pewnie za klamkę i blask staje sie już
nie do zniesienia. Zamykam oczy i krzywię się, bo właśnie do mojej twarzy
dociera gorący podmuch, jakbym stała przy ognisku. Zdobywam się na otwarcie
oczu. W tym samym momencie pojawia się chudy mężczyzna o platynowych włosach do ramion. Cholera! To ten
sam człowiek, którego widziałam na dziedzińcu z Cornsbym! Człowiek wychodzi z
drugiej strony drzwi, wyłania się z blasku. Nie mogę uwierzyć własnym oczom.
Ash miał rację?! Czy naprawdę istnieje inny wymiar? Wszystkie bajki są prawdą?
Teraz mam dowody przed oczami.
Oboje wychodzą z piwnicy i stają bardzo
blisko zarośli, gdzie się ukrywam. Jules od razu wita się z mężczyzną nietypowym
uściśnięciem dłoni, a raczej uściśnięciem łokci. Już raz ten gest widziałam. Z
początku słyszę jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa, jakby mówili w innym
jeżyku. Zaczynam coś wychwytywać. Nie wiem dlaczego, ale znów zaczynają mówić
normalnie.
— …Z tego wynika, że to oni ją
przetrzymują — słyszę Jules.
— Tak. Według szpiega, jest kartą
przetargową za Ivaso.
Znów to imię!
— Kim jest nasz szpieg, Aleksynie? Muszę
z nim porozmawiać, może da się wyciągnąć z niego coś więcej.
— Niestety nie jesteś upoważniona do
pozyskania takich informacji — odpowiada Aleksyn. W świetle lamp jego włosy
wyglądają, jak białe siano. Jules krzywi się na twarzy, nie cieszą ją te słowa.
— Musisz zrobić wyjątek, dobrze wiesz,
że to nie jest zwykła misja obserwatorska — mówi pretensjonalnie.
— Nie ma takiej możliwości, Mitterua —
odpowiada mężczyzna, którego głos jest tak aksamitny, że niemalże brzmiał jak
żeński. — Masz swoje funkcje i jak każdy wiesz, co do ciebie należy. Dostajesz
zadanie i oczekuje się od ciebie odpowiednich skutków.
Jules jest rozgoryczona. Nie widzę jej
wyraźnie z tej perspektywy, ale zauważam, że buntowniczo założyła ręce na
pierś.
— Specjalny odział wyruszył już na
poszukiwania. Jedynym faktem jest to, że Anna Prescoth nie ma już wiele czasu…
Przełykam ślinę, słysząc te słowa. Czuję
wielkie gorąco i zimno naraz. Mówią o mamie! Żyje! Jeszcze żyje… To jest teraz
najważniejsze. Tak bardzo chcę wybiec im naprzeciw i dopytać o szczegóły. Muszę
dowiedzieć się czegoś więcej! Nie mam żadnej sposobności… Jules i jej rozmówca
dyskutują jeszcze przez moment, ale tracę zmysł słuchu, bo słowa Aleksyna wciąż
brzmią mi w uszach, niczym echo. Nie mogę skupić się na niczym innym. Jules i
Aleksyn zaczynają się żegnać. Oboje wchodzą do ruin. Wtedy wstaję i biegnę
przed siebie. Czuję, jakby nastał jakiś przełom, jakbym ja stała się kimś innym.
Jestem jak nowo narodzona i biegnę przed siebie do internatu, by wszystko sobie
poukładać. Zaczynam nowy etap, muszę zebrać jak najwięcej informacji. Teraz już
wiem, że świat w którym żyłam, nie jest taki, jak mi się wydawało. Wszystko
jest inaczej. Cała rzeczywistość spowiła tajemnica, niczym ochronna mgiełka. Tylko
kogo miała chronić? Mnie, czy raczej ich?
Witam po dłuższej przerwie, zagląda tutaj ktoś jeszcze? :D
Dobry wieczór :) Odpowiadając na Twoje pytanie - owszem, ktoś zagląda i z pewnością jestem to ja.
OdpowiedzUsuńDługo cię nie było, przez co zaczęłam się obawiać, że porzuciłaś bloga. Ale jednak się myliłam, co napełniło mnie optymizmem :)
Już raz zostawiłam tu komentarz, ale powiem to raz jeszcze. Bardzo podoba mi się twój styl. Jest taki lekki i naprawdę miło się czyta, choć często opowiadania pisane z perspektywy bohatera są napisane po prostu źle. A tu tak nie jest, i za samo to brawo ci dziewczyno. No, a dalej.
Mam swoje własne podejrzenia co do Ivaso, ale chwilowo zostawię to dla siebie. Liczę na to, że jakiś wątek postaci będzie nieco dłuższy i bardziej skomplikowany niż jeden rozdział, bo to bardzo interesująca postać, choć tak tajemnicza.
Wszyscy wokół Ellen są strasznie dziwni. Dzieje się coś strasznego, a oni w ogóle na to nie reagują. Trochę jak życie w bańce, choć ta bańka jest tworzona wokół Ellen. Z tego, co dziś napisałaś, już dużo wynika, bo jednak potwierdza to moją teorię - wszyscy są zamieszani i coś wiedzą, a biedna Ellen koegzystuje z nimi w nieświadomości. Z tego, co rozumiem, to Ivaso jest złą postacią (mogę się mylić), przez co ci wszyscy ludzie nie bardzo chcą jej powrotu. Ale znowu z tego rozdziału wynika, że Ivaso jest... więźniem? Mącisz, ale to dobrze ;)
Fabuła jest bardzo dobrze dawkowana. Poznajemy Ellen z każdym rozdziałem, trochę się dowiadujemy, ale też jest coraz więcej pytań. Dla mnie bomba.
No i mama Ellen. Ona też o wszystkim wie, jestem tego pewna! I to pewnie ta wiedza jest przyczyną jej zniknięcia, no i oczywiście relacja z Ellen (i w tym też Ivaso). Ciekawe, ile z moich osobistych teorii się potwierdzi.
Tak w ogóle to chciałabym się przypomnieć, bo napisałam do ciebie maila z dość ważnym dla mnie pytaniem. Jeśli go nie otrzymałaś, to mogę wysłać jeszcze raz, a jeśli tak, to proszę o odpowiedź, bo to dla mnie dość ważne :) Nie oczekuję żadnego czytania za czytanie, czy innych bzdur, po prostu chciałabym otrzymać twoją zgodę, lub odmowę, żeby nie było żadnych niedomówień. Mój mail mógł trafić do spamu, bo są tam linki do blogów.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, bo bardzo ciekawią mnie dalsze losy Ellen, ale nie tylko jej ;)
Pozdrawiam,
Nieznajoma.
Hej! Dziękuję za taki długi komentarz i to zaraz po publikacji. Fajnie się czyta takie opinie i domysły :D Też jestem ciekawa, czy trafię w Twoje teorie, ale na razie nic nie zdradzam :D
UsuńCo do maila, to nie zauważyłam go pewnie, albo jest w spamie. Mogłabyś napisać mi na jakiego maila wysłałaś wiadomość, b mam ich tyle, że teraz ciężko mi znaleźć.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz. Ściskam!
nielivka33@op.pl <--- na ten, całkiem przypadkiem znaleziony w sumie ;)
UsuńNie musisz mnie informować bo obserwuje bloga :) Ale i tak dzięki że napisałaś
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Opowiadanie jest mega ciekawie
Jednak żałuję bo za mało Trevora XD a to mój ulubieniec!
Nie musisz mnie informować bo obserwuje bloga :) Ale i tak dzięki że napisałaś
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Opowiadanie jest mega ciekawie
Jednak żałuję bo za mało Trevora XD a to mój ulubieniec!
OdpowiedzUsuńSeventy-Ton Titanosaur Unveiled At Museum Of Natural History